sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 3


Nadeszła godzina dwunasta, a Catherine, swoim zwyczajem, siedziała na sofie z kolejną książką Agathy Christie. Nastawiła się na kolejne nudne popołudnie spędzone tak samo, jak poprzednie. Niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Rivery zmarszczyła czoło i poszła otworzyć. Na progu stał ktoś z twarzą zasłoniętą wielkim bukietem czerwonych róż. Osobnika zdradziła wielka czupryna, której nie były w stanie ukryć nawet kwiaty.
                – Slash?! – wykrzyknęła Catherine – Co ty, do cholery…
                – No miałem cię gdzieś wyciągnąć – powiedział z uśmieszkiem, puszczając do niej oczko – Chciałem być dżentelmenem, ale pomyślałem, że jeden kwiatek to za mało.
                – Naprawdę nie masz na co wydawać pieniędzy?! – burknęła, wpuszczając go do mieszkania.
                – Wolisz, żebym wydał to na fajki?
Catherine wzruszyła ramionami. Slash podał jej wielki bukiet, który ledwo zmieścił się w drobnych dłoniach dziewczyny. Cmoknęła zaskoczonego Hudsona w policzek i wyruszyła na poszukiwania dostatecznie dużego naczynia, w którym mogła umieścić róże. Znalazła obszerny wazon, który dała jej mama. Nalała do środka zimnej wody, po czym ostrożnie wsunęła tam kwiaty. Postawiła je w swojej sypialni, która nagle wydała jej się o wiele weselsza. Potem wróciła do Slasha.
                – Napijesz się kawy?
                – Srawy – odparł. Oho, wrócił „stary” Saul – Nie zamierzam tu zostawać i ty też nie. Chodź – pociągnął ją w stronę wyjścia.
Catherine zaśmiała się, pozwalając wyciągnąć się z mieszkania. Przekręciła klucz, zamykając drzwi i podążyła za Slashem, prowadzącym ją gdzieś w głąb Sunset Boulevard.
                – Pamiętasz, że muszę być na 18:30 w Rainbow?
                – Jasne, że nie – odparł Slash – Ale… W porządku – powiedział szybko, napotkawszy jej spojrzenie.
Catherine skinęła głową, uśmiechając się lekko, po czym ponownie zaczęła iść za Saulem. Nie miała zielonego pojęcia dokąd ją prowadzi, ale nie miała zamiaru pytać. Slash cały czas trzymał jej przedramię jakby bał się, że Rivery nagle postanowi mu uciec. Zatrzymał się dopiero na końcu Sunset Boulevard. Catherine rozejrzała się dookoła i zmarszczyła czoło. Wokół nich nie było zupełnie nic oprócz starych, podniszczonych kamienic i kubłów na śmieci.
                – Ekhm, Slash…
                – Spokojnie – uśmiechnął się wesoło – Zaraz ci coś pokażę.
Catherine skrzyżowała ręce na piersi.
                – Niby co? – parsknęła – Przejście na Pokątną1?
Slash tylko poszerzył uśmiech i znowu pociągnął Catherine za rękę. Wszedł między nagryzione zębem czasu budynki, a Rivery, z braku wyboru, podążyła za nim. Hudson zatrzymał się przed jedną z kamienic, która była w nieco lepszym stanie od innych.
                – Jak wygląda twoje idealne miejsce? – zapytał nagle Slash.
Catherine wzruszyła ramionami, patrząc na niego podejrzliwie.
                – Nie mam pojęcia – odparła – Może jakiś cichy ogród nad jeziorem?
Gitarzysta Guns N’ Roses parsknął mimowolnie śmiechem.
                – No cóż. Moje wygląda tak.
Mówiąc to, pchnął ciężkie drzwi prowadzące do wnętrza kamienicy. Ściany musiały być dźwiękoszczelne, ponieważ dopiero teraz usłyszeli rockową muzykę dobierającą gdzieś z góry. Slash poszedł przodem, wchodząc na wyłożone czarnym dywanem schody prowadzące do długiego korytarza pozbawionego odnóg. Z sufitu zwieszało się jedynie kilka żarówek opryskanych czerwonym sprayem, przez co wewnątrz panował półmrok, a na wszystko dookoła padało bordowe światło. Na pomalowanych ciemną farbą ścianach wisiały płyty winylowe, między innymi Ride The Lightning, Ace Of Spades czy Paranoid. Resztę miejsca zajmowały plakaty przeróżnych zespołów rockowych i metalowych. Catherine z zaciekawieniem przypatrywała się wizerunkom Thin Lizzy, Deep Purple i Led Zeppelin. To coś wyglądało niemal jak świątynia rocka.
                – Slash, gdzie my, do cholery, jesteśmy?! – zapytała po chwili Rivery.
Hudson przystanął i obrzucił przyjaciółkę spojrzeniem.              
                – Nie podoba ci się? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
                – Nie, nie – powiedziała szybko Catherine – Tu jest… Magicznie.
Slash roześmiał się donośnie.
                – Jesteśmy dopiero na klatce schodowej – puścił jej oczko – Chodź.
Znaleźli się przed kolejnymi czarnymi drzwiami. Catherine z trudem dostrzegła ledwo widoczny, biały napis „CZTERY WIATRY2” napisany sprayem nad framugą. Dziewczyna popatrzyła na Slasha. Odstąpił jej „zaszczyt” pociągnięcia za klamkę.
                – No dalej – zachęcił.
Catherine wzruszyła ramionami i otworzyła ciężkie drzwi, o wiele masywniejsze niż wejściowe. Jeśli korytarz był magicznym miejscem, to tutaj znajdował się rockowy Eden.
                Znajdowało się tu coś w rodzaju klubu, zupełnie niepodobnego jednak do Whisky a Go Go, The Roxy czy Rainbow. Znajdowało się tu mnóstwo czarnych, kwadratowych stolików, a na każdym widniał biały wizerunek jakiegoś znanego zespołu. Pod lewą ścianą ustawiono duży, dobrze oświetlony bar z mnóstwem alkoholu, innych napojów i przekąsek. Na środku prawej ściany była wysoka na pół metra, półokrągła scena, na której bokach umieszczono niewielkie światełka ledowe. Występowało tam właśnie Aerosmith. Co ciekawe, dookoła nie zgromadził się tłum bawiących się fanów. Wszyscy siedzieli przy stolikach, śmiejąc się i pijąc różnorodne trunki, co jakiś czas jedynie zerkając w stronę sceny. Zamiast gapić się na grających, po prostu cieszyli się muzyką. Cała podłoga wyłożona była kafelkami w kolorach czerwieni i czerni. Ściany również były ciemne i, podobnie jak na korytarzu, obwieszone winylami oraz plakatami, a także małymi gablotkami z pałeczkami perkusistów lub gitarami sławnych gitarzystów. Na suficie znajdowały się trzy rzędy okrągłych światełek ledowych świecących na jasnoniebiesko, dzięki czemu w całym klubie panowała ciekawa atmosfera. Przez wszechobecną czerń miejsce mogło wydawać się nieco mroczne, lecz to uczucie bardzo szybko mijało, gdy patrzyło się na zgromadzonych tu ludzi, którzy zdawali się tworzyć jedną, wielką, rockową rodzinę.
                – To jest… – Catherine nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa.
Slash zaśmiał się i wziął ją pod rękę.
                – Podoba ci się?
Rivery entuzjastycznie pokiwała głową.
                – Tak – odparła – Cholernie.
                – Od razu mówię, że wszyscy dla siebie jesteśmy rodziną – powiedział po chwili Slash – Jeśli ktoś sobie będzie robił z ciebie żarty, to nie bierz tego na serio. I pamiętaj, każdy jest tu równy. Ty jesteś na takim samym poziomie jak Tony Iommi.
Catherine pokiwała głową na znak, że rozumie, o co mu chodzi. Hudson trzymał się blisko niej i bacznie obserwował każdego, żeby w razie czego go pohamować. Rivery podobało się to, że Saul martwił się o jej bezpieczeństwo. Zdawało się jednak, że tutaj nie grozi jej zupełnie nic. Kudłaty gitarzysta pochylił się tuż nad jej ucho.
                – To miejsce jest sekretem – szepnął – Nie wie o nim nikt poza naszą rockową rodzinką. To bardzo rzadkie, że osoba z zewnątrz się o nim dowiedziała.
                – Czyli tak pokazujesz, że jestem ważna?
                – Tak.
Catherine wzruszyła ramionami, udając niewzruszoną. Slash znał ją już jakiś czas, więc doskonale wiedział, że dziewczyna tylko udaje. Zaśmiał się pod nosem i pociągnął ją w stronę sześciu złączonych ze sobą stolików. Siedziało przy nim kilku mężczyzn, którzy śmiali się i pili razem piwo. Catherine przystanęła.
                – Czy to...?
                – Lemmy, Phil Campbell, Ozzy, Ronnie James Dio, James Hetfield, Lars Ulrich, Kirk Hammett i Phil Anselmo? Tak – zaśmiał się Slash – To właśnie oni. Tam dalej – wskazał na kolejne kilka stolików – Siedzi Freddie Mercury, Brian May, Angus Young i Alice Cooper.
Catherine stała w miejscu nieco onieśmielona. Pracując w Rainbow co jakiś czas natykała się na gwiazdy, lecz nigdy jeszcze nie miała z nimi bezpośredniej styczności, w dodatku poza pracą. Czuła się w Czterech Wiatrach jak intruz. Bała się, że nie zechcą tutaj obecności kogoś z zewnątrz. Najchętniej po prostu podpierałaby ścianę, ale wiedziała, że Slash nigdy jej na to nie pozwoli. Z oporem poszła za nim, gdy lekko pociągnął ją za ramię w stronę złączonych stolików. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
                – Siemka, ludzie! – wydarł się Hudson.
Wszyscy obrócili głowy.
                – O!, Slash, sukinsynu! – zaśmiał się Ozzy – A my tu na ciebie czekamy.
Slash uśmiechnął się, po czym objął ramieniem towarzyszącą mu Rivery. Dziewczyna poczuła się bardzo niezręcznie. Bardzo chciała wyrwać się Hudsonowi, ale zachowała resztki zimnej krwi i została na miejscu.
                – Przyprowadziłem kogoś wyjątkoweg0 – błysnął zębami w uśmiechu.
O nie, przemknęło Catherine przez myśl. Za wszelką cenę starała się nie spłonąć rumieńcem. Miała również nadzieję, że panujący w całym pomieszczeniu półmrok ukryje zmieszanie malujące się na jej twarzy.
                – Taak? – zainteresował się Lemmy – Kogo?
Saul uśmiechnął się szeroko.
                – Catherine Rivery.
Na twarze wszystkich mężczyzn wypełzły szerokie uśmiechy. Philip Anselmo już szykował się do ruszenia na „podbój”, ale Slash jednym spojrzeniem błyskawicznie dał mu do zrozumienia, żeby nawet nie próbował.
                – No, no, nie powiem, ładniutka – zaśmiał się Lemmy – Ale chyba za stary dla ciebie jestem, co? – zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny.
                – Ojtam, stary człowiek, a może – trącił go łokciem Ozzy, nie dając Rivery czasu na odpowiedź.
                – Ty się lepiej nie odzywaj – odciął się Kilmister.
Wszyscy obecni wybuchli śmiechem. Catherine również blado się uśmiechnęła; była  zbyt spięta, by luźno się zaśmiać. Slash dostrzegł, że dziewczyna się denerwuje.
                – Hej, luz – lekko trącił ją ramieniem – To są naprawdę świetni goście.
                – Tak, tak, wiem – mruknęła Rivery – Po prostu…
                – Po prostu?
Catherine wzruszyła ramionami. Nie chciała mówić Hudsonowi, że czuje się jak przybysz z innej planety, zupełnie tu niepasujący.
                – Czuję się nieswojo – bąknęła w końcu.
Slash roześmiał się, mocniej obejmując ją ramieniem.
                – Też tak się czułem – odparł – To szybko minie, nie martw się.
Posłał jej pokrzepiający uśmiech i opuścił rękę, uwalniając ją z uścisku. Podziękowała wszystkim istniejącym i nieistniejącym bóstwom.
                – Hej, Saul, podzielisz się koleżanką? – zawołał Dio, równie stary co Ozzy i Lemmy.
Slash zmierzył wszystkich groźnym spojrzeniem.
                – Ona jest nietykalna.
Wśród zebranych przy stoliku rozległ się pomruk niezadowolenia. Uroda Catherine przyciągała uwagę i mieli nadzieję, że będą mieli trochę „dla siebie”. Jednak po słowach gitarzysty Guns N’ Roses każdy myślał, że jest ona dziewczyną Hudsona, a wśród wszystkich panowała niepisana zasada: „Cudzych się nie bierze”.
                – Szczęściarz – burknął pod nosem Anselmo.
                – Ona nie jest moją dziewczyną – powiedział Slash, domyślając się, co chodzi po głowach jego kolegom.
Wszyscy zmarszczyli czoła. Zwykle słowa „nietykalna” określały partnerkę któregoś z muzyków.
                – Jak to? – zdziwił się Campbell.
Saul spojrzał na nich jak na idiotów.
                – Serio myślicie, że przyprowadziłbym tu dziewczynę? – parsknął – To przyjaciółka.
                – Ktoś ważniejszy – skinął głową Kilmister.
                – Ktoś ważniejszy – potwierdził Slash.
Muzycy niechętnie przyjęli do wiadomości fakt, że nikt nie może nawet dotknąć Catherine bez jej zgody. Nie podobało im się to, ale zasada to zasada.
                Wkrótce Slash upił się i wyszedł z budynku, by poszukać sobie jakiejś dziewczyny na jedną noc; na pewno poszedł do Whisky a Go Go. Nawet o godzinie siedemnastej mógł tam znaleźć jakąś niezłą sztukę. Catherine natomiast siedziała nieco zagubiona i zastanawiała się, jakim cudem ci wszyscy muzycy siedzą tu tak wcześnie. Była tu już trzecią godzinę. Nudziła się okropnie, ale coś było w Czterech Wiatrach, co kazało jej zostać.
                – Czemu siedzisz sama? – usłyszała łagodny, miękki głos.
Dosiadł się do niej Kirk Hammett. Catherine zdziwiło to, że mimo wieku jego oczy ciągle pozostały wielkie jak u dziecka. Miał łagodny uśmiech i wyglądał bardzo sympatycznie. Rivery uznała, że nie musi obawiać się go choćby w najmniejszym stopniu.
                – Slash mi gdzieś uciekł – wzruszyła ramionami.
Kirk podsunął jej butelkę piwa typowo „kobiecego” o smaku żurawinowym. Podziękowała mu uśmiechem.
                – Fajny przyjaciel – mruknął z niemałą dozą ironii.
Catherine zmarszczyła czoło, nie spodziewając się choćby odrobiny poczucia odpowiedzialności w takiej osobie jak Hammett. Zbeształa się w myślach za to, że wrzuca wszystkich do jednego wora. Nie każdy rockman jest taki sam.
                – Daję radę sama – uśmiechnęła się Catherine.
Zespoły na scenie zmieniały się co piosenkę. Teraz postanowił popisać się Lemmy i wyszedł na środek ze swoim basem w dłoni. Instrumenty nieobecnych muzyków puszczono z głośników. Kilmister w towarzystwie Campbella zaczął utwór „Overkill”. Kirk pociągnął łyk Budweisera.
                – Siedząc przy stoliku i nic nie robiąc? – uśmiechnął się lekko – Taak, dajesz radę.
Catherine przekrzywiła głowę, uważnie mu się przypatrując. On zrobił to samo.
                – Może masz rację – powiedziała w końcu.
                – Jasne, że mam. Chodź – wyciągnął do niej rękę – Zatańczymy.
Kirk skinął dyskretnie na Freddiego Mercury’ego, który podniósł się z miejsca i wszedł na scenę, gdy tylko Lemmy i Phil skończyli „Overkill”. Catherine spojrzała niepewnie na Hammetta, widząc, że ten coś kombinuje. Gitarzysta tylko posłał jej uśmiech i wyprowadził na środek.
                – Hej, chyba nie myślisz…
                – Cicho – puścił do niej oczko.
Freddie podszedł do mikrofonu i oznajmił, że ma zamiar zaśpiewać „Somebody To Love”. Pozostali mężczyźni również, podążając śladem Kirka, wzięli swoje dziewczyny do tańca. Obrzucali Catherine dziwnym spojrzeniem, bo przecież była „nietykalna”. Każdy skupił się na sobie, gdy Freddie zaczął utwór. Hammett i Rivery spokojnie się kołysali.
                – Miło z twojej strony – powiedziała po chwili milczenia.
                – Bo ja miły chłopak jestem.
Catherine uśmiechnęła się, wreszcie czując się w miarę swobodnie. Czuła, że byłaby w stanie go polubić. Nie miał w sobie tej arogancji typowej dla innych muzyków. I, póki co, nie miał zamiaru na każdym kroku próbować jej obmacywać, a jego wzrok ani razu nie padł tam, gdzie nie powinien.
                – Zauważyłam – odparła Catherine – To… Niespotykane.
                – Tak uważasz? – spojrzał na nią swoimi wielkimi oczami.
Skinęła głową. Kirk, zanim pozwolił jej odpowiedzieć, okręcił ją dookoła, tańcząc z nią coraz śmielej.
                – Tak – powiedziała – Prawie każdy muzyk rockowy lub metalowy do dupek.
Hammett i Rivery przyciągali coraz więcej spojrzeń. Zarówno gitarzysta, jak i dziewczyna umieli dobrze tańczyć, więc ich ruchy były płynne i wyćwiczone. Inni jedynie niezgrabnie próbowali się kołysać. „Gwiazdami” tego utworu zostali Catherine i Kirk.
                – Wcale nie.
                – Ależ tak.
Szatyn pokręcił głową z uśmiechem.
                – Zdecydowanie nie – kontynuował sprzeczkę – On tylko zachowują się jak sukinsyny.
Rivery zmarszczyła czoło.
                – Ale w jakim celu? – nie mogła zrozumieć.
                – Chcą, żeby ludzie myśleli o nich jak o facetach, którzy są twardzi. Po co komu uczucia? – zapytał retorycznie – Dlatego każdego z nas trzeba po prostu poznać.
                – Ty jesteś wyjątkiem – zauważyła Catherine.
Kirk wzruszył ramionami.
                – Można tak powiedzieć.
Pogrążyli się w milczeniu, wsłuchując się w muzykę i oddając się tańcu. Rivery nie spodziewała się, że Kirk okaże się tak dobrym tancerzem, więc była bardzo mile zaskoczona. Gdy utwór powoli się kończył, wszystkie spojrzenia były wlepione tylko w nich. Freddie przestał śpiewać, a Kirk grzecznie ukłonił się Catherine. Dziewczyna zaśmiała się cicho i dygnęła prawie jak dworska dama. Potem obydwoje wybuchli śmiechem. Ludzie dookoła zaczęli im klaskać. Hammett mrugnął do dziewczyny, po czym złapał ją za rękę i znowu się ukłonili, tym razem do swojej publiczności.
                – Pójdę poprawić makijaż – powiedziała Catherine do Kirka.
Szatyn skinął głową.
                – W porządku – odparł – Zaczekam na ciebie.
Obróciła się, by odejść. Nagle zderzyła się ze spojrzeniem zimnych, niebieskich oczu, które zdawało się przewiercać ją na wylot. Catherine wypełnił dziwny, nieokreślony rodzaj lęku. Niepewnie zrobiła krok w tył. Chłopak przed nią był blondynem, mierzył ponad metr osiemdziesiąt i miał ramiona tak szerokie, że jej własne zmieściłyby się tam dwa razy. Coś w jego wzroku bardzo ją zaniepokoiło, tylko jeszcze nie wiedziała co i właściwie dlaczego budzi jej lęk.
                – Jesteś tą od Slasha? – zapytał nagle.
„Ta od Slasha”. Tak ją nazywano?
                – Wolę określenie „Catherine” – odparła, unosząc podbródek.
Coś podpowiadało jej, że nie powinna z nim zadzierać. Nie dlatego, że był wielki i masywny, tylko dlatego, że jego spojrzenie wręcz miażdżyło i było w nim pewnego rodzaju ostrzeżenie.     
                – Catherine – powtórzył jak echo – Nie. „Ta od Slasha” brzmi zdecydowanie lepiej.
Rivery zgrzytnęła zębami. Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, ale jego oczy cały czas pozostały zimne. Widział, że dziewczyna zaczyna się denerwować i powodowało to u niego dziwną satysfakcję.
                – Po prostu daj mi przejść – powiedziała.
Blondyn ani drgnął. Catherine próbowała sobie przypomnieć, jak na niego powiedział Slash. Lars Ulrich? Nie, to ten mały brunet, była tego pewna. Chłopak przed nią chyba miał na imię James, ale nie była w stanie przypomnieć sobie nazwiska. Westchnęła z irytacją. Miała zamiar najzwyczajniej w świecie ominąć go i przejść obok, lecz ten zastąpił jej drogę. Skrzyżowała ręce na piersi.
                – Czego chcesz? – burknęła.
Alice Cooper zaczął z tyłu śpiewać „House Of Fire”. Na ustach blondyna ciągle błąkał się uśmieszek, który bardzo irytował Catherine i chyba on doskonale o tym wiedział.
                – Niczego – odparł – Ale jesteś urocza jak się złościsz.
                – Och, pieprz się.
Blondyn tylko się zaśmiał. Słowa Rivery nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Ludzie na co dzień mówili mu o wiele gorsze rzeczy.
                – Z tobą zawsze – posłał jej prowokujący uśmieszek.
Dziewczynę zaczęła świerzbić ręka. Miała ochotę go uderzyć, ale miała dziwne wrażenie, że on tylko na to czeka. Jeśli była na świecie rzecz, której Catherine nienawidziła całym sercem, to była to zbyt wielka pewność siebie, którą cechowała się większość gwiazd. Myśleli oni, że wszystko im wolno, a świat kręci się wokół nich tylko dlatego, że umieją złapać kilka akordów i zaśpiewać.
                – Możesz poszukać sobie innej osoby to zawracania jej dupy? – fuknęła Rivery.
Blondyn wyciągnął rękę w jej stronę.
                – Jestem James.
Catherine zbaraniała, totalnie zbita z tropu. W tym momencie naprawdę przestała rozumieć, o co może chodzić temu wielkiemu blondynowi. Bardzo niepewnie uścisnęła jego dłoń. James wykorzystał sytuację i nieco zwiększył uścisk, przyciągając ją do siebie. Rivery straciła równowagę, a jej twarz znalazła się centymetry od blondyna. Dziewczyna zaklęła w myślach. Zrobiło się jej bardzo niezręcznie i nieprzyjemnie. Tkwienie w jego ramionach nie należało do większych przyjemności.
                – Gdzie twój Slash? – zapytał z uśmieszkiem – Miał cię bronić, prawda?
W Catherine narastał niepokój. Wiedziała, że tacy ludzie jak on potrafią być naprawdę nieobliczalni. Jej serce tak łomotało ze strachu, że James musiał to poczuć.
                – Zostaw mnie – głos Rivery był prawie błagalny.
James zaśmiał się i spełnił jej prośbę. Zaczerpnęła głęboki oddech, gdy wreszcie uwolnił ją z uścisku swoich silnych ramion.
                – Trzymaj się, panno Rivery – puścił do niej oczko i szyderczo jej zasalutował – Nie daj się takim typkom jak ja.
Po tych słowach obrócił się do niej plecami i odszedł w kierunku stolika zajmowanego przez członków Motörhead. Catherine zmarszczyła czoło, zastanawiając się, skąd James znał jej nazwisko. Postanowiła jednak nie zawracać sobie tym głowy i szybkim krokiem poszła z powrotem do Kirka. W jego obecności czuła się bezpieczniejsza.
                – Wszystko w porządku? – usłyszała jego głos.
                – Tak – odparła szybko – Odprowadzisz mnie do Rainbow?
Gestem dał znak swoim kumplom, że wychodzi.
                – Jasne, mała. Chodź.
_______________________
1 Ulica Pokątna – magiczna ulica znajdująca się w Londynie. Pierwsza wzmianka o niej pojawia się w książce pt. Harry Potter i Kamień Filozoficzny, która ukazała się w księgarniach dopiero w 1997 roku. Pozwoliłam sobie nieco przenieść jej publikację w czasie.

2Cztery Wiatry – nazwa zaczerpnięta z utworu Astronomy.

* * *
Witam, witam i o zdrowie pytam :3
Wiem, rozdział kręci się głównie wokół Czterech Wiatrów, ale postanowiłam temu miejscu poświęcić cały rozdział, bo będzie to bardzo ważne miejsce w całym opowiadaniu. No i jest cholernie ważne dla mnie. Od dawna wyobrażałam sobie istnienie takiego zajebistego klubu, różniącego się od Rainbow i Whisky a Go Go, a jednocześnie tak cholernie do nich podobnego. Mam nadzieję, że moja wizja Wam się spodobała.
No i doszło do spotkania Catherine z Jamesem :p Trochę niezrozumiałe, co? Dobrze, dobrze, takie miało być. Dziwne i nawet ja nie do końca rozumiem, co kierowało chłopakiem. Cóż, powolutku może będzie się to wyjaśniać, ale to będzie dłuuuga droga.
Cóż, mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko Wam się spodobał.
Pozdrawiam cieplutko :*

6 komentarzy:

  1. Boże jak mi się nic nie chciało. Sory, że tak późno. Od poniedziałku czytam ten rozdział, bo po prostu mi się nie chciało. NIC MI SIĘ NIE CHCIAŁO, nawet pisać. Ale teraz jestem. No i piszę :)

    Muszę przyznać, że trochę żal mi Slasha. Stara się, chce być miły, jakoś odbudować relacje, a to go tak traktuje ;-; Kurd, rozumiem, że to kobieta, ale mogłaby zauważyć, że nie robi tego wszystkiego na "odwal się".

    "kawy-srawy" - nie wiem czemu, ale nie lubię takich rymów. Ale tutaj podkreśliły tego zirytowanego Mulata.

    Gdy zaczęłaś opisywać korytarz w tym barze, myślałam, że czytam o swoim pokoju xD nie no serio - wszędzie plakaty i tak dalej i tak dalej, ale chyba każdy fan ciężkiej muzyki tak ma :')

    "Jeśli ktoś sobie będzie robił z ciebie żarty, to nie bierz tego na serio." - no hello, trzeba mieć dystans do siebie, co nie?

    Ojojoj podoba mi się to miejsce, naprawdę :) Zdziwiło mnie jednak połączenie gwiazd, a mam tu na myśli dokładnie Dio i Ozzy. Jak Księcia Ciemności lubię, szanuję, etcetera, etcetera tak o Dio nie mam zdania. Wiem, że kiedyś tam grał w Black Sabbath. Właśnie dlatego mnie to zdziwiło xD O no i Freddie JESZCZE żył :') Kolejna ładna postać. Ale zabrakło mi kogoś. Niby takie miejsce hardkorowe i metalowe, ale brakuje mi tam grungu. No wszystko to szło razem, może on się trochę później utworzył. No ale chociażbyś stawiła tam Layna Staley'a, Jerry'ego Cantrell'a czy (no nie powiem, nie słucham i nie przepadam za nimi, no ale jakoś tam, gdzieś kiedyś grali) Nirvane (czy tam to przez "ę"), albo Soundgarden :3 Proszę, tak dla mnie takiego wokalistę Alice in Chains <3 ALBO! Wiem co chciałam napisać. O bardzo ważnej osobie, która wywarła wpływy na kilku muzykach i nazywa się ją ojcem chrzestnym gryngu - NEIL YOUNG! Może piękny to on nie jest, ale za to muzyczny geniusz :D
    Ojojoj jeszcze Lemmy żył.

    Śmiać mi się trochę chciało, gdy czytałam tę rozmowę z tymi rockmenami (dobra już piszę fonetycznie). Nie wiem dlaczego, po prostu śmieszne :p Ale trochę mi się nie spodobał ten stereotyp, który ja tu poczułam, nie wiem, czy miałaś go na myśli, że każdy rockman "poluje" na laski.

    Ojojoj - po raz kolejny - Kirk :) No miło się zapowiada ten pan w przeciwieństwie do później poznanego Jamesa. Nie spodobało mi się zachowanie blondyna, ale to wyciągnięcie ręki w jej stronę już takie fifti/fifti. Bo z jednej strony - fajnie, że przestał bawić się w dzieciaka, a z drugiej - wtf? ;-; no ale po co? nie mogłeś tak od razu?
    To przezwisko "ta od Slasha" jakoś mnie nie zdziwiło. No ale to jest nawiązanie do tego, że każdy rockman poluje na laski. Ale zdziwiło mnie to, co powiedział Kirk, o tym, że są twardzielami takimi na pokaz. Czy ta opinia nie jest zbyt... przesadzona? Może oni tacy są na trasie, na koncercie, na teledysku, ale na żywo? W domu? Przy rodzinie, którą nie jeden z wymienionych już wtedy ją miał?

    A no i dla mnie za szybko zwinął się Slash. Tak szybko się uwalił? Po dwóch piwach? xD Idąc w takie miejsce powinien się spodziewać, że 1) nie będzie lasek a 2) no z kimś jest. A ch... z tym, że to rzekoma koleżanka/znajoma. No tak się kurna nie robi ;-;

    No to tyle, lecę... gdzieś. Siema :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luzik arbuzik :3 Lepiej późno niż wcale :p

      Cóż, no tak, Catherine mogłaby trochę wyluzować i to docenić, masz rację. Jednak wiesz jak to jest z kobietami – lubią, kiedy się o nie stara :D

      Tak, tutaj chodziło tylko o jego irytację. Też za czymś takim nie przepadam, ale jakoś mi takie cuś pasowało.

      Oj, tak. Plakaty to obowiązkowa część wystroju!

      Tak, trzeba mieć dystans do siebie, jednak wiesz pewnie, jak mogą zachowywać się pijani mężczyźni. Nie chodziło tu tylko o niewinne żarciki, ale o naprawdę chamskie teksty, które im mogą wydawać się śmieszne. Poza tym, lepiej laskę uprzedzić, no nie?

      Postanowiłam dać tu i Ronniego, i Ozzy’ego, ponieważ obu tych panów bardzo lubię i szanuję. Ostatnio zaczęłam bardzo dużo słuchać właśnie Dio, więc pomyślałam, dlaczego nie? Lubię go, to go tu umieszczę. A co do tego Black Sabbath to nie wiem, jak wyglądała sytuacja, ale myślę, że Ozzy i Ronnie nie mieli chyba o to spiny. A jak mieli, to tutaj nie będą mieli :p No i nie mogło zabraknąć Lemmy’ego. Gdy pisałam o nim (a także o Dio) to mi się smutno trochę zrobiło :( Fajni byli z nich goście.
      Powiem szczerze, że grunge ‘u (czy jak to się tam odmienia) nie słucham i nie lubię, dlatego nie umieściłam tam przedstawicieli tego gatunku. No ale jak tak ładnie prosisz, to następnym razem się pojawią :D

      Tak, głównie chodziło o ten stereotyp. Ale wiesz, nie ukrywajmy, ten stereotyp nie wziął się znikąd, prawda? Część rockmanów faktycznie, jak to ujęłaś, „polowała na laski”. Może nie wszyscy, nawet nie większość, ale jednak.

      Ogólnie bardzo lubię Kirka jako gościa w naszym prawdziwym świecie, bo podobno (nie wiem, JESZCZE go nie spotkałam) jest bardzo miły i tak dalej. Mam do niego sentyment i postanowiłam, że będzie tutaj postacią bardzo pozytywną, z fajnym nastawieniem.

      Zachowaniem Jamesa celowo chciałam wywołać mindfuck u czytelnika :p Z jednej strony zgrywa dupka, a z drugiej rączkę podaje, przedstawia się… Oj, on zdecydowanie ma być postacią niezrozumiałą. No ale koniec spojlerów!

      Pozdrawiam cieplutko i do kolejnego :*

      Usuń
  2. Jeeeeej, najfajniejszy początek ever. Chyba się deczko podkochuję w Saulu, ale spoko, Cat, nie zabiorę Ci go ;D
    „– Niby co? – parsknęła – Przejście na Pokątną?” – hahahahahahaa, uwielbiam te smaczki <3.
    A cóż to za wspaniałe miejsce. Ja poproszę transport ekspresowy do tego rockowego Edenu. I to tak już.
    Idąc dalej to już nie wiem, czy miałabym śmiałość przejść przez próg tego miejsca. To znaczy, Jezu Chryste, tyle sław? Tylu idoli? To jakby umrzeć i znaleźć się dosłownie w raju. Wcale nie dziwię się Catherine, że była lekko mówiąc, zmieszana.
    Podoba mi się ta waga przyjaźni, jaką tu podkreślasz. Że dziewczyna dziewczyną, ale prawdziwa przyjaźń to coś o wiele ważniejszego.
    Rozmowa Catherine z Kirkiem wydaje mi się być bardzo istotna. Nigdy nie spojrzałam na muzyków rockowych z takiej perspektywy. Raczej widziałam ich jak Catherine, ale może Kirk ma jednak rację? może to wszystko jedna wielka poza, a prawda jest zupełnie inna.
    Jest i clash of titans – znaczy, James i Cat. Nie sądziłam, że się od razu pokochają, ale gdybym ja tak poznała jakiegoś faceta to byłby u mnie skreślony na starcie. Nawet jako czytelniczka miałam ochotę walić mu po głowie deską do prasowania ;D
    Czekam na rozwój akcji, bo naprawdę mnie to wciąga
    candlestick z
    Crown's Jewel.
    Buzzing Blood

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się postać Slasha. Ma tu być postacią pozytywną, budzącą przyjemne uczucia. Chyba podziałało! :D

      Gdybym ja miała wejść do takiego miejsca, to czułabym się dziwnie jak cholera. Normalna reakcja, a chcę żeby moi bohaterowie byli, że tak to ujmę, ludzcy. Czyli mieli typowo „normalne” odruchy. A ten jest właśnie jednym z nich – niepewność w TAKIM miejscu.

      Owszem, ta rozmowa jest bardzo istotna. Chciałam ukazać tutaj, że rockman nie taki zły, jak go malują. Wielu z nich nosi maski i pragnę tutaj właśnie zmienić nieco zmienić nastawienie czytelnika do muzyków tutaj występujących.

      „clash of titans” – hahahaha <3 Kocham Cię za to!
      Ojj, nie, oni się pokochać nie mieli! Właściwie, to chciałam na samym początku wzbudzić co do niego negatywne emocje i widocznie mi się udało! Weź przykład z Gemmy i walnij go skateboardem :p

      Miło mi słyszeć (albo raczej czytać o.o), że Cię to wciągnęło :3

      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. Od samego początku mam mieszane uczucia, co do Slasha. Gdy przyszedł do Cat, to cieszyłam się razem z nią. W końcu o wiele przyjemniej czyta się o szczerych przyjaźniach, niż rozwalającej się i gnijącej relacji. Poza tym przyniósł kwiaty, zabrał Catherinę do swojego ulubionego miejsca, do którego nie każdy ma wstęp. Zapowiedział, że jest nietykalna i wszystko było takie super, dopóki nie przeczytałam, że zostawił ją samą, żeby znaleźć sobie jakąś zabaweczkę do seksu. Obrzydziło mi to strasznie Slasha i w tym momencie wiem, że chyba prędko go nie polubię. O ile w ogóle to zrobię xD
    W ogóle chyba już kiedyś wspominałam, że strasznie drażni mnie w opowiadaniach o muzykach, że ciągle powtarza się temat chodzenia na dziwki, uprawiania seksu z przypadkowymi dziewczynami i przedmiotowe traktowanie kobiet. W tym rozdziale powoli w to wkraczamy i trochę się boję, że kiedyś wymięknę xD Czytałam kiedyś jedno opowiadanie, w którym te trzy sprawy (plus jeszcze ciągłe zdrady) były w praktycznie każdym rozdziale i w końcu powiedziałam: dziękuję, wychodzę. Po prostu mi się to nie podoba. Dlatego krzywiłam się, gdy chłopaki z taką niechęcią przyjęli fakt, że Cat jest nietykalna, skrzywiłam się czytając wypowiedź Jamesa i skrzywiłam się, gdy Slash wyszedł na dziwki, zostawiając Cat samą. Niby mówi, że Cat jest dla niego kimś ważniejszym, a potem zachowuje się jak dupek ;/
    Natomiast coraz bardziej lubię Kirka. On się wydaje kompletnie inny niż reszta i mam nadzieję, że moje pierwsze wrażenie nie będzie mylne :D
    A James… po tym rozdziale go nie polubiłam, bo rżnie za dużego cwaniaka, a jego teksty do Cat były ohydne. Ale ciekawa jestem, o co mu w ogóle chodzi, więc lecę dalej;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również lubię wątki przyjaźni :) Jednak Slashu jest taką osobą, której za kolorowo przedstawić się po prostu nie da.
      Spokojnie. Sama nie przepadam za takimi tematami, więc nie będą pojawiać się tu często. Ale pojawić się jednak musiały — takie środowisko. Na pewno nie będę się na nich skupiać, co to to nie.

      Kirk jest postacią, którą sama bardzo lubię. Owszem, wydaje się być zupełnie inny i to mi się w nim podoba.

      James sam do końca nie wie, o co mu chodzi, więc ostrzegam, że jego myśli i odczucia będą bardzo zagmatwane i z nie do końca zrozumiałe. A przynajmniej na początku.

      Cóż, mam nadzieję, że Slash aż tak Ci nie podpadł i MOŻE kiedyś odzyska Twoją sympatię :D

      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz :*

      Usuń