niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 6


Kirk postanowił odprowadzić Catherine do domu, jak to robił już od kilku dni. Był piątkowy wieczór i na ulicach było sporo pijanych ludzi, którzy stanowili potencjalne zagrożenie. Choć dziewczyna chodziła tędy od kilku lat w każdy weekend, Hammett uparł się, że będzie jej towarzyszył. Zgodziła się, bo razem zawsze idzie się raźniej. Rozmowa, jak to zwykle bywa, zeszła na temat nagrywania nowego albumu Metalliki.
                — James nie ma motywacji — powiedział Kirk — A jak on jej nie ma, to i my nie mamy.
                — Tak to działa? — zainteresowała się Catherine.
Fascynowało ją życie w zespole. Mogli się wyzywać, mieszać z błotem, tłuc po twarzach, ale i tak funkcjonowali jak jeden organizm. Kiedy któryś z nich był smutny, reszta również traciła humor. Wspierali się nawzajem i razem rozwiązywali problemy. O ile nie chodziło o współpracowanie w studiu.
                — Tak — odparł Kirk — Wiesz, jesteśmy jak rodzina. Patologiczna, ale jednak.
Dotarli pod blok, w którym mieszkała Catherine. Stanęli przed klatką schodową, by jeszcze chwilę porozmawiać.
                — Oby coś z tego wyszło. — powiedziała.
Kirk wyciągnął paczkę Marlboro i wyciągnął jednego papierosa. Catherine lekko się skrzywiła, ale już przyzwyczaiła się do tego, że szatyn palił jak smok, również w jej obecności.
                — Też na to liczę — westchnął. Jego głos był lekko zniekształcony przez fajkę między zębami — Hej, może wpadniesz do nas do studia?
Catherine zmarszczyła czoło.    
                — No nie wiem.
                — Dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
                — Reszcie może się to nie spodobać. — powiedziała.
Kirk machnął dłonią. Wypuścił dym, obracając głowę tak, by siwa chmurka nie leciała w stronę dziewczyny.
                — Pierdzielisz — mruknął — Już powoli mamy siebie dosyć, to będzie tylko miła odmiana.
                — No dobra — odparła — Ale jak James mnie zamorduje, to będzie twoja wina.
                — Okej — zaśmiał się Kirk — Obronię cię własnym ciałem. — dodał, udając poważnego.
Catherine mimowolnie się uśmiechnęła.
                — Już to widzę — spojrzała w niebo — Idź już, zaczyna padać.
Kirk wzruszył lekceważąco ramionami. Palił papierosy w tempie ekstremalnym, więc z jednej fajki został już tylko niedopałek. Rzucił go na ziemię i odpalił następnego.
                — Jasne. To… Do zobaczenia?
                — Wpadnę koło trzynastej, dobrze?
                — Wpadaj o każdej porze dnia i nocy. — mrugnął do niej Kirk.
Catherine teatralnie przewróciła oczami. Hammett zaśmiał się, życzył jej dobrej nocy, po czym ruszył w swoją stronę. Dziewczyna sięgnęła do drzwi, zacisnęła palce na krawędzi otworu pozostałego po szybie i mocno pociągnęła do siebie. Nie zamierzały tak łatwo ustąpić, więc musiała siłować się z nimi jeszcze dobrych parę minut. Gdy wreszcie się otworzyły, ktoś szarpnął ją za ramię.

❦❦❦

James cierpiał na bezsenność od chwili śmierci jego matki. Każdej nocy miał koszmary skutecznie utrudniające mu spokojny sen. Zawsze budził się zlany zimnym potem, często również krzyczał. Nigdy się nie wysypiał, więc musiał pić hektolitry kawy, by być w stanie jakoś funkcjonować. Podejrzewał u siebie nawet uzależnienie od kofeiny. Było to jednak jego najmniejszym ze zmartwień, więc nie zawracał sobie tym głowy.
                 James otarł wilgotne czoło, po czym poszedł pod prysznic, by zmyć z ciała pozostały pot, który oblał go wyjątkowo obficie. Strumienie zimnej wody chłostały jego nagi, rozgrzany tors, przyjemnie go chłodząc. Chciało mu się spać i był zmęczony bardziej niż zwykle. Czuł, że byłby w stanie zamknąć oczy i drzemać na stojąco. Wolał jednak nie ryzykować. Gdyby nagle zaczęły go męczyć te cholerne koszmary, mógłby rozwalić sobie głowę o kant umywalki. Westchnął ciężko, po czym zakręcił kran i owinął się ręcznikiem wokół pasa. Przesunął dłonią po swoich długich, mokrych włosach. Wlepił wzrok w lustro, patrząc w niebieskie oczy człowieka, którego chyba dobrze nie znał nawet on sam. Przez dobrą chwilę miał ochotę zrobić tak jak ludzie na filmach i rozbić pięścią szkło. Wiedział jednak, że nie przyniesie to spodziewanej ulgi, lecz jedynie rany na rękach i mnóstwo sprzątania. Pokręcił głową i wyszedł z łazienki.
                James założył czystą koszulkę, wciągnął dość luźne spodnie i białe, miękkie skarpetki. Potem usiadł na podłodze i wziął w dłoń kilka ołówków oraz gumkę. Przed nim była biała kartka. Hetfield lubił rysować i był w tym dobry. Zaczął przesuwać grafitem po papierze, tworząc nowy obrazek. Nie wiedział, co właściwie chce stworzyć, to przychodziło samo wraz z pociągnięciami szarej końcówki, tak samo jak przy powstawaniu utworów Metalliki. Wszystko zaczyna się od zwykłej improwizacji, po czym nagle James wyłapuje ten riff i powtarza go w kółko, podczas gdy Kirk dodaje swoje partie wymyślone na poczekaniu. Wchodzi Lars z bębnami, wybijając właściwy rytm, a bas Jasona zgrywa się z gitarą rytmiczną i razem tworzą coś niezwykłego, niepowtarzalnego. Ich każdy album w mniejszym lub większym stopniu wpływał na muzykę metalową i zmieniał jej oblicze.  
                — Właśnie. — szepnął cicho James.
Byli w stanie stworzyć muzyczne arcydzieło jedynie pracując razem. Naprawdę razem. Musieli być jak jeden organizm, by być w stanie cokolwiek zdziałać. Teraz jednak sami powoli rozrywają te więzi  i sami nie wiedzą dlaczego i jak do tego doszło. James rozmyślał nad tym, nie przerywając rysowania. Rysunek powstawał w wolnym tempie, jednak blondyn nie dbał o szybkość. Przykładał wagę do detali, drobnych, z pozoru nieistotnych szczegółów. Nie chciał, żeby zespół się rozpadł. Nie po to poświęcił mu swoje życie i włożył w twórczość Metalliki całe swoje serce i duszę. Wiedział jednak, że to głównie on musi się zmienić. Powinien zachęcać ich do działania, a nie wręcz przeciwnie.
                — Robi się zbyt filozoficznie. — stwierdził na głos James.
Odłożył ołówki na podłogę, po czym podniósł się i zebrał swoje rzeczy. Naciągnął luźną bluzę i swoje ulubione kowbojki, a następnie podszedł do szafki przy jego łóżku. Na dnie górnej szuflady leżał spokojnie SIG – Sauer P226. James ostrożnie wziął pistolet w dłoń, po czym przez chwilę przyglądał się rękojeści. Westchnął ciężko i schował broń za pas. Ostatnio rzadko ruszał się z domu nieuzbrojony. Sam nie wiedział dlaczego. Czuł się nieco pewniej mając pod ręką spluwę. Zapalił papierosa i wyszedł z domu, zamykając drzwi na klucz. Poszedł do garażu. Otworzył duże, ciężkie drzwi, a jego wzrok od razu padł na Mustanga Shelby czekającego na niego pod ścianą. Samochód miał już dwadzieścia trzy lata, ale nadal był w świetnym stanie. James dbał o niego jak tylko mógł i traktował niemalże jak żywą istotę. Wsiadł do środka, po czym z uwielbieniem przesunął dłonią po wąskiej, ciemnobrązowej kierownicy.
                — Cześć, staruszku. — powiedział w stronę kokpitu.
Odpowiedziało mu warczenie silnika, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce. James często w myślach porównywał swojego Mustanga do agresywnego dobermana szczekającego i próbującego zerwać się właścicielowi ze smyczy. Jeśli by na to pozwolił, byłby skończony. Jego umiejętności kierowcy były na naprawdę wysokim poziomie, więc bez problemu radził sobie z niepokorną maszyną. Blondyn zamknął garaż, po czym z rykiem wyjechał na ulice Los Angeles.
                Okolica nie należała do tych, które można nazwać mianem „przyjemnych”. Jamesa odprowadzały nieprzyjazne spojrzenia, gdy przejeżdżał tędy Mustangiem. Było to jednak jedyne miejsce niedaleko jego domu, gdzie mógł kupić swój lek bez recepty za naprawdę niską cenę. Pewnie dlatego, że sprzedawcy na tym terenie praktycznie nie miewali klientów i zadowalali się każdą, nawet najniższą stawką. Brak osób kupujących ich towar wynikał z tego, że ludzie bali się przychodzić w te strony. Ale nie James. Z pistoletem za pasem bez strachu wyszedł z samochodu i skierował swoje kroki w kierunku niedużej rudery, przy której szopa na narzędzia wydawała się całkiem przyzwoitym miejscem. Hetfield wziął dwa głębokie wdechy i załomotał w drzwi.
                — Gliny?! — zawołał ze strachem jakiś głos.
                — Kurwa mać, chowaj towar! — krzyknął drugi.
                — To nie gliny, kretynie! — warknął James.
Ludzie w środku rozpoznali jego głos i uspokoili się na tyle, by otworzyć mu drzwi. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ wejście zostało zabezpieczone trzeba żelaznymi łańcuchami. Hetfield zmarszczył czoło.
                — Ostatnio jacyś goście się włamali — wyjaśnił jego kumpel, Mike — Zapieprzyli połowę kokainy.        
                — To tylko dodatkowe środki ostrożności. — dorzucił drugi, którego imienia James nie znał.
Mike podszedł do rozklekotanego stolika i podniósł niewielką, białą buteleczkę. Rzucił ją Hetfieldowi, który złapał przedmiot w locie.
                — Sześćdziesiątka.
James ściągnął groźnie brwi. Mike aż cofnął się parę kroków.
                — Miała być osiemdziesiątka.
                — Stary, jesteśmy do tyłu — wybełkotał — Na razie mamy tylko to.
Hetfield westchnął i schował buteleczkę do kieszeni. Musiał zadowolić się tym, co było aktualnie na stanie.
                — Niech będzie. — burknął.
Rzucił na stolik banknot, po czym skierował się do wyjścia. Gdy przechodził przez próg, Mike złapał go za ramię.
                — Wiem, jak to zabrzmi, ale… Uważaj z tym. — bąknął.
James uniósł kącik ust, uśmiechając się półgębkiem i poklepał go po ramieniu.
                — Jasne.
Po tych słowach opuścił rozpadającą się klitkę. Wsiadł do samochodu i nieśpiesznie odjechał. Jedną dłoń wciąż trzymał w kieszeni, do której schował małą buteleczkę grzechoczącą przy każdym jego ruchu. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale to dawało wspaniałe uczucie ulgi, której tak bardzo mu brakowało.

❦❦❦

Chłopak miał irokeza, po którego obu stronach zostały wykonane tatuaże. Był ubrany cały na czarno, a na ramionach nosił skórzaną kamizelkę z naszywką przedstawiającą logo Bandidos. Prezentował się na niej kreskówkowy Meksykanin ubrany w sombrero uzbrojony w maczetę i rewolwer. Catherine stała oparta o kuchenkę. Ze skrzyżowanymi ramionami obserwowała swojego gościa powoli pijącego kawę. Usta miała mocno zaciśnięte, a twarz poważną.
                — Jakim prawem w ogóle tu jesteś? — wysyczała.
Chłopak spuścił wzrok.
                — Przepraszam, Catherine — powiedział — Po prostu… Potrzebuję pomocy.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Odepchnęła się od blatu i zaczęła nerwowo krążyć po kuchni.
                — Nie było cię przez osiem lat — warknęła — Także wtedy, kiedy Nicholas umierał.  
Chłopak ukrył twarz w dłoniach.
                — Nicholas nie żyje?
                — Od pierdolonych ośmiu lat! — krzyknęła Catherine — Wolałeś sobie jeździć Harleyem ze swoim wspaniałym klubem, podczas gdy twój brat zdychał na raka — pokręciła głową — Zajebiście to rozegrałeś, Cameron.
Chłopak odwrócił wzrok, wlepiając spojrzenie w okno. Zaklął pod nosem, po czym wyciągnął paczkę papierosów, wyciągnął jednego i mocno się zaciągnął. Nie spodziewał się, że Nico jednak umrze.
                — Tak mi przykro…
                — Naprawdę? — warknęła Catherine — Bo ja nie sądzę.
Cameron podniósł się z krzesła. Dziewczyna cofnęła się o krok.
                — Nie wiedziałem, że jest z nim tak źle.
                — Wiedziałbyś, gdybyś z nim został. — Catherine ściszyła głos niemal do szeptu.
Chłopak wiedział, że brunetka ma rację. Było mu głupio i przykro, że tak postąpił.
                Cameron Rivery był bratem Catherine, starszym od niej o trzy lata. Kilka miesięcy przed śmiercią Nicholasa porzucił rodzinę, by dołączyć do wielkiego gangu motocyklowego Bandidos. Zajmował się działalnością przestępczą. Handlował narkotykami i bronią, nie wahał się przed zabiciem czy szantażowaniem ludzi i wymuszał pieniądze. Jego siostra nie była w stanie wybaczyć mu tego, że zostawił ją i Nicholasa samym sobie po to, by dołączyć do kryminalistów.
                Cameron chciał podejść do dziewczyny, lecz ona szybko cofnęła się o kilka kroków, by znaleźć się poza jego zasięgiem. Czuła wstręt, że taki ktoś jak on jest w jej rodzinie.
                — Po co, do cholery, tu przyjechałeś? — zapytała ze złością. 
                — Potrzebuję pomocy.
Catherine parsknęła ironicznym śmiechem.
                — Słucham, kurwa? — burknęła — Zostawiłeś nas na osiem lat, nie dawałeś znaku życia, szlajałeś się ze swoim gangiem, a teraz nagle przychodzisz i masz czelność prosić mnie o pomoc?
Cameron złapał ją za ramię. Catherine drgnęła.
                — Masz prawo być wkurzona.
                — I jestem! — warknęła, wyrywając się z jego uścisku.
                — Wiem — powiedział spokojnym tonem — Ale… Naprawdę cię potrzebuję — z powrotem usiadł na krześle — Wpakowałem się w niezłe bagno, jak każdy w klubie. Mamy na głowie wpływowych, rosyjskich handlarzy bronią, kartel Bractwa Aryjskiego i jeszcze Anioły Piekieł, którym nie spodobało się to, że rozwozimy kokainę. Zrobiło się zbyt niebezpiecznie.
Catherine ukryła twarz w dłoniach i zaklęła pod nosem.
                — I co ja mam z tym wspólnego?
Cameron przełknął ślinę. Nie chciał jej o nic prosić, wystarczająco już namieszał, zostawiając ją samą z umierającym bratem. Potrzebował jednak pomocy i tylko u siostry mógł ją znaleźć. Nikomu innemu nie mógł już zaufać.
                — Muszę ukryć się gdzieś na jakiś czas. — powiedział zgodnie z prawdą.
Catherine spojrzała na niego z niedowierzaniem.
                — Nie mogę uwierzyć, że mnie o to prosisz.
Cameron wziął głęboki oddech.
                — Proszę, Catey. Nie mogę teraz nikomu ufać.
                — A klub?
                — Klub? — parsknął — Jesteśmy rozsiani teraz po całych Stanach. Musimy poczekać, aż sytuacja trochę się uspokoi. Nikt o tobie nie wie, Catey. Ja i ty będziemy bezpieczni.
Dziewczyna pokręciła głową. Sytuacja Camerona i Bandidos nie wyglądała kolorowo i Catherine zdawała sobie z tego sprawę. Jeśli pomogłaby bratu, to i ona mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie. Z drugiej strony nie chciała odwracać się do niego plecami. Mimo wszystko nadal byli rodziną.
                — Nie wiem, co robić, Cameron — powiedziała — Daj mi chwilę, żebym mogła to przemyśleć, dobrze?
                — Jasne — odparł, podnosząc się z miejsca — Przyjdę wieczorem.
Catherine pokiwała głową. Jej brat delikatnie cmoknął ją w czoło, po czym skierował się do wyjścia. Zanim jednak to zrobił, zatrzymał się, o czymś sobie przypominając. Bez słowa wsunął jej w dłoń zimny przedmiot i zacisnął na nim jej palce. Dziewczyna bez trudu rozpoznała kształt rękojeści pistoletu. Z wahaniem spojrzała na Camerona.        
                — Browning M1903. Dziewięć milimetrów, siedem naboi — powiedział — Powinno wystarczyć.
Catherine pokręciła głową.
                — Nie mogę… — urwała. Potem westchnęła — Poza tym, nie umiem strzelać.
                — To cię nauczę. Albo znajdę kogoś, kto to zrobi — wzruszył ramionami — To tylko na wszelki wypadek. Chcę, żebyś była bezpieczna.
Dziewczyna skinęła głową, wsuwając pistolet za pasek spodni.                
                — Idź już. — powiedziała, nie patrząc na brata.
Chłopak jeszcze chwilę stał, patrząc na brunetkę, po czym bez słowa opuścił jej mieszkanie. Gdy drzwi się za nim zamknęły, Catherine odetchnęła i osunęła się na podłogę. Cameron bezwiednie pakował ją w naprawdę spore kłopoty. Nie wiedziała, co robić w tej sytuacji. Potrzebowała kontaktu z kimś, kto nie jest niebezpiecznym członkiem gangu motocyklowego. Pójdzie do studia Metalliki, by spędzić parę chwil wśród znajomych, może weźmie ze sobą Suzanne, z którą nie widziała się od dłuższego czasu. Martwić się będzie później.
                Suzanne uściskała Catherine, ciesząc się ze spotkania. Bez wahania zgodziła się jej towarzyszyć. Mając u boku znajomą osobę, Rivery czuła się bezpieczniej.
                — Dziękuję.
                — Hej, od tego jestem, nie? — uśmiechnęła się Suzanne — Chodźmy do tych twoich kumpli.
Catherine skinęła głową. Lufa pistoletu dotykała jej brzucha, co dla dziewczyny było bardzo nieprzyjemne. Świadomość, że nosi przy sobie broń nie była zbyt pokrzepiająca, jednak po tym, co powiedział jej Cameron wolała chodzić uzbrojona.
                — Jasne. — uśmiechnęła się do Suzanne.
Razem ruszyły w stronę One On One.
                Metallica siedziała w studiu A i próbowała coś nagrywać. Catherine zauważyła różnicę między tym, co mówił jej Kirk, a atmosferą panującą obecnie. Członkowie zespołu od czasu do czasu rzucali sobie uśmiechy, czasem także żartowali. Dziewczyna ze zdziwieniem stwierdziła, że półgębkiem uśmiecha się również James. Poznała go jako posępnego, ironicznego i aroganckiego, więc ten widok był dziwną odmianą. Gdy Suzanne i Catherine weszły do studia, Kirk od razu podniósł się z miejsca i poszedł w nich stronę.
                — Cześć. Dzięki, że przyszłaś. — mruknął Rivery do ucha, obejmując ją ramieniem.
Potem przeniósł wzrok na jej towarzyszkę. Koleżanka Catherine odchrząknęła, po czym wyciągnęła rękę w jego stronę.
                — Suzanne Muse. — przedstawiła się.
Uścisnęli sobie dłonie. Kirk ruchem dłoni wskazał dziewczynom niewielką kanapę. Zajęły miejsca, a zespół powrócił do nagrywania. „Enter Sandman” mieli już w 90% gotowe, więc postanowili dla odmiany zająć się czymś nowym. Utwór nazwali „Holier Than Thou”. Był to kawałek szybszy i nieco ostrzejszy niż poprzedni.
                No more / The crap rolls out your mouth again / Haven't changed, your brain is still gelatin / Little whispers circle around your head / Why don't you worry about yourself instead? — śpiewał James.
Jego głos znowu stał się bardziej szczekliwy, lecz nie przypominał już tego z …And Justice For All czy pamiętnego Master Of Puppets. Mimo to Suzanne i Catherine utwór bardzo się spodobał. Kiedy skończyli drugie podejście, zaczęły im bić brawo. Lars i Kirk wstali, złapali się za ręce, po czym głęboko się ukłonili. Jason skinął głową, a James tylko uśmiechnął się półgębkiem. Bob Rock patrzył na to wszystko z przymrużeniem oka. Cieszył się, że chłopaki są znowu pozytywnie nastawieni i znaleźli sobie towarzystwo dziewczyn, które w niczym nie przypominały dobrze znanych mu groupies. Była to bardzo miła odmiana.
                — Musimy to dopracować — powiedział James. Potem zwrócił się do Jasona — Chcesz powtórki z …AJFA?         
                — Nie. — odparł Newsted.
                — To daj bas głośniej, do cholery.
Jason pokiwał głową. James poklepał go po ramieniu, żeby pokazać mu, że wcale nie jest taki straszny, po czym skinął głową na resztę, by dać im znak, że zaczynają jeszcze raz. Catherine zauważyła charakterystyczny element gry Hetfielda – cały czas kostkował w dół. Plecy miał proste jak struna, a wzrok skupiony. Nawet kiedy się uśmiechał jego oczy pozostawały chłodne.
                — Ten blondyn pisze niezłe teksty. — mruknęła Suzanne do ucha Catherine.
Rivery skinęła głową.
                — Owszem. — przyznała.
Na krótką chwilę spojrzenia jej i Jamesa się spotkały. Te dwie sekundy wystarczyły, by Catherine przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Miała dziwne wrażenie, że ten facet, jeśli by chciał, potrafiłby być niebezpieczniejszy od Camerona czy kogokolwiek z Bandidos. Nie wiedziała, skąd się wzięło to przeczucie, ale podejrzewała, że się nie myli.
                — Pięć minut przerwy? — zaproponował Bob.
Metallica ochoczo przytaknęła. Wszyscy wstali z miejsc i odłożyli instrumenty. Kirk od razu poszedł do Catherine, Lars z kolei zainteresował się Suzanne, z którą już po chwili wdał się w rozmowę. Jason poszedł porozmawiać przez telefon, a James gdzieś zniknął.
                — Hej, mała, jak leci? — uśmiechnął się do Rivery Kirk.
                — Chyba dobrze. — mruknęła.
                — „Chyba”?
Wzruszyła ramionami. Nie chciała mu mówić o problemach z Cameronem. To nie była jego sprawa, a poza tym znali się trochę za krótko i nie wiedziała, czy może mu cokolwiek wyjawić.
                — Jest w porządku. — powiedziała uspokajająco.
Kirk nie wyglądał na przekonanego, ale skinął głową.
                — Okej, powiedzmy, że ci wierzę.
Catherine uśmiechnęła się i lekko uderzyła go łokciem w bok. Równocześnie się zaśmiali, ale dziewczyna po chwili spoważniała.
                — Znasz kogoś, kto umie strzelać? — zapytała.
                — Z pistoletu?
Rivery przewróciła oczami.
                — Nie, Kirky, z łuku. — burknęła sarkastycznie.
Hammett lekko się uśmiechnął.
                — Tak, znam.
                — Kogo?
                — Jamesa.
Catherine zaklęła w myślach. Już bez broni Hetfield wyglądał mało przyjaźnie. Jak w takim razie musiał prezentować się ze spluwą? Dziewczyna nawet nie chciała sobie go takiego wyobrażać.      
                — Serio? — upewniła się.
Kirk pokiwał głową.
                — Tak — odparł — Gość ma cały arsenał broni. Czemu pytasz?
Catherine wzięła głęboki oddech.
                — Myślisz, że mógłby mnie nauczyć?
Hammett zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
                — Chyba tak — powiedział — Zapytaj go.
Rivery wolałaby tego uniknąć, ale skinęła głową. Mimo wszystko chciała nauczyć się posługiwać bronią, skoro już nosi przy sobie pistolet. Browning nieprzyjemnie wbijał się w jej brzuch. Catherine wstała w celu poprawienia makijażu oraz położenia broni za jej paskiem. Całe studio było labiryntem gość wąskich korytarzy, lecz szybko udało jej się odnaleźć toaletę, która znajdowała się na końcu jednego z nich. Już miała iść w tamtą stronę, lecz wtedy ujrzała Jamesa i się cofnęła. Blondyn stał parę kroków od wejścia i opierał się o ścianę. Był bledszy niż wcześniej, a w dłoni trzymał niewielką buteleczkę, z której wysypał sobie na dłoń kilka tabletek. Catherine szybko stanęła za ścianą, by Hetfield jej nie zobaczył. Skrzyżowała nogi i udawała wyluzowaną, gdy usłyszała jego kroki.
                — Co tu robisz? — burknął.
Na dźwięk jego głosu prawie się wzdrygnęła.
                — Nic — wzruszyła ramionami — Czekam na Suzanne.              
                — To się nie doczekasz — parsknął James — Lars ją pieprzy. Słychać aż tam. — dodał, robiąc dłonią ruch wskazujący na toaletę.
Catherine westchnęła i pokręciła głową. Nie podejrzewała,  że jej koleżanka jest aż tak łatwa. Nie po to ją tutaj przyprowadziła.
                — No cóż, takie życie — mruknęła ni to do siebie, ni to do niego. Potem zebrała się na odwagę — Kirk mówił, że masz broń — powiedziała.
James zmarszczył czoło. Mimo że wcale nie próbował wyglądać groźnie, to Catherine z trudem powstrzymała się od cofnięcia się o kilka kroków. Blondyn skrzyżował ręce na piersi i oparł się barkiem o ścianę.
                — Taak — skinął głową — A co?
Rivery wzięła głęboki oddech.
                — Nauczyłbyś mnie strzelać? — zapytała.
James ze zdziwieniem uniósł brwi.
                — Masz broń?
Catherine skinęła głową, po czym sięgnęła za pasek i wyjęła Browninga. Hetfield wziął pistolet w dłoń, zacisnął palce na rękojeści, wyważył i wycelował w okno. Obawy dziewczyny się potwierdziły – z bronią i niebezpiecznie skupioną miną wyglądał naprawdę przerażająco.
                — Niezły — stwierdził, oddając jej M1903 — W porządku, nauczę cię. Jutro jest…?
                — Sobota. — podpowiedziała.
James skinął głową.
                — Taa. No to w niedzielę o 12:00.
                — Dobrze. Dziękuję.
Wzruszył ramionami, po czym bez słowa ominął ją i poszedł w swoją stronę. Catherine oparła się o ścianę i odetchnęła. Jak się okazało, da się z nim nawet porozmawiać. Tego się nie spodziewała.
                Po trwających trzy godziny nagraniach, Metallica mogła trochę dłużej odpocząć. Catherine i Suzanne postanowiły, że nie będą im dłużej przeszkadzać i wróciły do swoich domów. Rivery miała jeszcze trzydzieści minut na przyszykowanie się do pracy. Poszła więc do łazienki, wzięła szybki prysznic, uczesała włosy, zrobiła nowy makijaż, założyła czyste ubrania i była już gotowa. Gdy wychodziła, natknęła się na Camerona.              
                — Podjęłaś decyzję? — zapytał, kiedy tylko ją zobaczył.
Catherine wzięła głęboki oddech.
                — Tak — odparła — Pomogę ci.
Wiedziała, że pakuje się w kłopoty. Nie miała jednak pojęcia, że konsekwencje będą o wiele poważniejsze niż przypuszczała.

* * *
Witam, witam :3
Rozdział dodaję z opóźnieniem, ale trzeba „pszyrkę” kuć i brakuje mi czasu na wchodzenie na bloga. No ale jestem.
Dzisiejszy rozdział jest dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że to dobrze.
Więcej informacji o klubie Bandidos znajdziecie tutaj.
Jeśli znowu przynudzałam, to przepraszam :c Nie jestem zwolennikiem tego, że wszystko zaczyna dziać się już w drugim rozdziale i tak dalej. Ale jak już się zacznie dziać… Nie, nie będę spojlerować :p
No cóż, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał.
Pozdrawiam cieplutko :*

9 komentarzy:

  1. Cześć, cześć!

    Gdyby nie szablon, to zaczęłaby podejrzewać, że to z Kirkiem będzie flirtować. No bo tak często przychodzi do baru i w ogóle...

    Nie nazwałbym utworów Metalliki wielkim dziełem... Nie będę się tu rozpisywać o tym, bo to za długi temat do dyskusji. Jak ktoś doświadczony wprowadzi Cię w PRAWDZIWY świat muzyki, Metallica staje się muzyką... jeśli się nie obrazisz, bo widzę, że lubisz ten zespół (z resztą ja też lubię) to napiszę.

    Oj tu jest wzmianka o narkotykach ;-; albo innych zakazanych substancjach. U mnie z resztą też. Przecież nie lubisz tego motywu. I James biorący/kupujący jakieś dragi? To dziwne, bo on nigdy nie brał.

    Ja Ci tu nie chcę kazania robić, że dziwnym trafem u mnie też jest motyw gangu, bo w moim przypadku to Nadine podrzuciła mi pomysł gangu (tak jak poleciła "Synów Anarchii"), bo możesz mieć na to spoko pomysł, ale... czuję taki... niesmak? No coś takiego. Ale! Nicholas to ten brat, co nie? Nie chce mi się szukać, bo piszę z telefonu, a nie mam pamięci do imion. Pewnie Catherine ma do niego żal, że zajął się gangiem, ale dla mnie to robi to co kocha i ona widzi jaki jest. Więc po ch... się czepia? Pewnie sama nie miała z nim kontaktu, skoro nie wiedział o śmierci brata, to chyba mu też o tym nie powiedziała dlatego wina po jej stronie. Anioły Piekła - Boże, leje xD

    Czy laseczki tam nie przeszkadzały? [mam dzisiaj śmieszkowy dzień] I ruszyłaś to, co mnie już nie jara, wręcz wkurwia, gdy czytam słodkie opowiadania o Gn'R ;-; Kiedyś to było spoko, teraz nie czyli "Lars ją rucha" czy coś takiego. No tak, niby taki wiek, sława te sprawy, ale czy to nie takie oklepane? Nie mówie, że u mnie tak nie było (było, ale dawni xD) no...
    Jo! Będą sobie strzelać! Ja walczę na miecze i uprawiam (dobre słowo?) kickboxing więc ok. Ale nie wiem czemu, wydaje mi się, że laska będzie się nieco "lękać" tych głośnych strzałów xD
    Pa, nie umiem się żegnać a nienawidzę, jak ktoś pisze "pozdrawiam" ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :3

      Ej, a kto powiedział, że nie będzie? :p Wszystko jest możliwe, nie?

      Nie do końca jest tak, jak mówisz. Nie lubię narkotyków samych w sobie, jednak pisać o nich jest całkiem ciekawie. Poza tym, w przypadku Jamesa to nie są do końca narkotyki… Przekonasz się sama.
      Masz rację, Hetfield nigdy nie brał. Ale ja tutaj nie piszę biografii Metalliki, więc wszystkie chwyty dozwolone.

      Cóż, masz prawo ten niesmak czuć. Jednak, jak wspomniałam w swoim komentarzu na Twoim blogu, naoglądałam się Synów i po prostu nie mogłam się powstrzymać. No i jeśli myślisz, że będę od Ciebie zrzynać, to się baaardzo grubo mylisz. Mam na to zupełnie inny pomysł i gang będzie tu odgrywał zupełnie inną rolę. Bez obaw.
      Yep, Nicholas to jej brat (ten, który umarł na raka).
      Tak, całkowicie mogę się z Tobą tutaj zgodzić. Cameron robi to, co kocha, ale z drugiej strony zostawił rodzinę i właśnie to ją boli. I owszem, wina leży również po jej stronie, ale on także święty nie jest.
      No i te Anioły Piekieł, z których „lejesz”. No cóż, są największym gangiem na świecie i jeśli o nich nie słyszałaś, to słabo. Poza tym, nazwę wzięli od chyba dywizjonu bombowców, czy jakoś tak.

      No raczej tam nie przeszkadzały, skoro Kirk je zapraszał i w ogóle. Wiem, że temat tego seksu jest oklepany, ale, halo, to są ludzie i mają prawo trochę się zabawić, nie? Poza tym, Lars z łatwością może sobie wygadać drogę do majtek dziewczyny, więc można było przewidzieć, że tak to się skończy. No i uważam, że lepsze to niż tańce na rurze w Whisky a Go Go.

      Tak, będą sobie strzelać :P Ale czemu ma się bać? xD Obawiam się, że tutaj będę musiała Cię rozczarować :D

      No dobra, skoro tak nie lubisz pozdrowień, to ja ściskam i do zobaczenia ^.^

      Usuń
    2. Lałam ze śmiechu z tłumaczenia, bo najczęściej ludzie piszą po prostu Hells Angels (czy jakoś tak). Nie no nie znać ich to grzech. Mam nawet znajomego w Hells Angels w oddziale w Polsce, a jak się jarałam, gdy zobaczyłam takiego motocyklistę na koncercie Slasha w Polsce w 2015! I dlaczego słabo jeśli o nich nie słyszałam? Są tacy duzi, że czasami przysłaniają innych :/ Np. moich kochanych Free Souls.

      No to dobrze, że będzie inaczej :p Ostatnio na pingerze znalazłam opowiadanie takie samo jak moje, no może imiona były inne i ciut ciut inna fabuła. Dlatego teraz mam bzika na tym punkcie >.<
      Tak, Synowie są spoko. Polecam jeszcze Vikings - o wiele lepsze od Gry o Tron. Tak, nie lubię tego.

      No tak nie piszesz ich bajografi, ale gdy się przeczytało kilka książek o Mecie (ale niestety każda z nich była słaba, bo nigdzie nie można dostać So What?! - książki nie czasopisma!) no to to jest dziwne. No to jak pisanie o dragach jest ciekawe, to teraz chyba inaczej spojrzysz na to co u mnie jest z nimi związane. No bo trochę się pewnie wdrążasz w ten temat i te sprawy.

      Tak, nie znoszę "pozdrowionek" sama nie wiem czemu. No to ja też ściskam :)

      O właśnie - nie było tu Slasha

      Usuń
    3. Ja tą nazwę wolę jednak tłumaczyć :) Sama nie wiem czemu, chyba po prostu nie lubię, kiedy nazwy np. gangów pisze się po angielsku w tekście po POLSKU.

      Spoko, spoko, rozumiem to :3 W tym przypadku nie masz się czym martwić.

      Muszę się z tobą zgodzić. Przeczytałam kilka książek i żadna nie przypadła mi do gustu. W dodatku większość jest cholernie subiektywna, a ja nie chcę czytać o tym, co sobie autor książki myśli na temat jakiegoś albumu (no chyba że autorem jest członek zespołu), tylko czytam to, bo chcę znać fakty.
      Pewnie rzeczywiście spojrzę na to z innej strony. Tak samo jak było z Cooperem - byłam negatywnie nastawiona do gangów i motocyklistów, dopóki nie zaczęłam oglądać Synów. Także kobieta zmienną jest :p

      A na Slasha jeszcze przyjdzie czas, spokojnie. Na razie zepchnęłam go na drugi plan, ale bez obaw - już niedługo odegra swoją rolę. W następnych rozdziałach chcę skupić się nieco na bohaterach pobocznych, więc GnR nie zabraknie.

      To ściskam i do kolejnego :*

      Usuń
  2. Znajomość Kirka i Catherine nabiera rumieńców. Widzę powoli kiełkujący flirt. I strasznie ciekawi mmnie ta wizyta w studio. Ale chwila, co to za niespodzianka po powrocie?
    Śmierć rodzica może być naprawdę traumatycznym przeżyciem, dlatego też nie dziwię się, że James ma problemy. Pod koniec tej części myślałam, że będziemy mieli happy end, ale widzę, że znów coś nakręcił.
    Jezu, Jezu, Jezu, Cameron to Juice!!! Jezu!!! Wybacz, podekscytowałam się ;D. No dooobra, Catherine miała prawo się zdenerwować. 8 lat milczenia to trochę długo jest jednak, szczególnie, kiedy w międzyczasie umiera brat. Ale nadal! Ortiz <3.
    I znów parsknęłam śmiechem: „Nie, Kirky, z łuku”. Ogólnie rzecz biorąc,tak wizyta w studio to jest moje niespełnione marzenie, dlatego zazdroszczę obu dziewczynom.
    Haha, koleżanka widzę nie bawi się w jakieś tam podchody i jak chce się pieprzyć, to siępieprzy. Właściwie, nie mnie oceniać, nie? Bardziej podziwiam Catherine, że zebrała się na odwagę, żeby zagadać do Jamesa. No i przygarnęła brata!!! Dobra dziewczynka ;D
    candlestick z
    Crown's Jewel.
    Buzzing Blood

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taką im wróżę przyszłość, ale ja to se mogę wróżyć. I tak pewnie napiszę zupełnie co innego, niż sobie myślę. Standard :D

      Taak, Cameron to Juice!
      Te 8 lat milczenia można wybaczyć, bo Ortiz :p Ten odstęp czasu będzie się stopniowo zacierał, w końcu to nadal brat i siostra.

      Cieszę się, że moje teksty Ci się podobają. Twoje też są świetne! :D

      A po co podchody? xD To rockman! Jemu tylko hasło rzucić.

      No zagadanie do takiego kolesia to nie lada wyczyn, nie powiem. Nawet jeśli to tylko postać w opowiadaniu, to i tak trochę mnie on przeraża.

      Brat to brat. Nie mogła go zostawić na lodzie.

      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  3. Kirkyyy <33 Ma miłość do niego rośnie <3 I udowadnia, że w Twoim blogowym świecie istnieją jednak dżentelmeni ;D
    Muszę przyznać (choć sama się dziwię), że niezwykle miło czyta mi się perspektywy Jamesa. Nie popieram wielu jego zachowań, nie mogę powiedzieć, że pała do niego jakąś wielką sympatią, ale bardzo ciekawi mnie jako postać. Ma wiele warstw, nie zawsze potrafię zrozumieć o co mu chodzi i czemu zachowuje się tak, a nie inaczej, a to intryguje ;D No i lubi broń, a to takie męskie <3 Red Criminal lubi męskie postacie :D
    Ej, ale co on bierze?
    Bardzo spodobał mi się też wątek tego Cama. Oczywiście nie popieram tego, że Catherina mu pomogła, bo z pewnością sprowadzi to na nią problemy, ale z drugiej strony… chyba potrafię ją zrozumieć. W końcu to brat. Jest, jaki jest, ale brat. Mimo iż zupełnie nie zasługuje na pomoc…
    Ale powiem Ci, że rozśmieszyło mnie to „Chcę, żebyś była bezpieczna”. Chce? Poważnie? Jakby chciał, żeby była bezpieczna, to by do niej nie przyszedł. Co za typ… xD
    Padłam przy fragmencie:
    „— Znasz kogoś, kto umie strzelać? — Z pistoletu?
    — Nie, Kirky, z łuku.
    — Tak, znam.
    — Kogo?
    — Jamesa.”
    Uwielbiam;D Bo chyba mimo wszystko mam nadzieję, że to właśnie ta dwójka – Cat i James – się kiedyś zejdą. Może pod jej wpływem się zmieni? Jestem niepoprawną romantyczką, więc chyba do końca będę wierzyć, że nawet w tym Twoim świecie takie zmiany są możliwe ;D I już zacieram rączki, oczekując na to ;D

    Standardowo bardzo nie podobał mi się fragment z łatwą Sus i Larsem. Ohyda.

    Ale lecę dalej xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział, że tutaj nie może być jakiegoś dżentelmena? :D

      Cieszę się bardzo z takiej opinii :) James ma być taką postacią, czyli wzbudzającą ciekawość, ale niekoniecznie sympatię. Przynajmniej na początku.
      Też uwielbiam broń :)

      Na temat Camerona nic nie zdradzę :P Ale masz rację, typ taki trochę nie "ten tego" xD

      Tutaj również spojlerów nie będzie ;) Sama z resztą jeszcze dokładnie nie wiem, jak to wszystko się potoczy.

      Oj, no, takie fragmenty też są potrzebne...

      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz :*

      Usuń
    2. W sumie to nie wiem, czy można powiedzieć, że "są potrzebne". Jak dla mnie raczej zbędne, bo niewiele tu wnoszą xD Ale to tylko moje zdanie.

      Usuń