James od zawsze był wielkim fanem motoryzacji. Jako dziecko
miał w pokoju plakaty przedstawiające przeróżne pojazdy – zarówno jednoślady,
jak i samochody. Najbardziej lubił motocykle, którymi bardzo często wybierał
się na przeróżne przejażdżki, najczęściej do „swojego miejsca” poza Los
Angeles, gdzie mógł sobie w ciszy i spokoju porozmyślać nad sensem istnienia.
Obok
bloku mieszkalnego na Hilldale Avenue dobudowano kilka garaży. Jeden należał do
Jamesa i został urządzony bardzo w stylu typowego fana ciężkiej muzyki – na
dookoła było tyle plakatów, że sam Hetfield już zapomniał, jakiego koloru ma
ściany. Pod nimi stały pojazdy: olbrzymi Chevrolet Suburban typu SUV, potężny
muscle car Mustang Shelby GT500 z 1967 roku oraz wielka miłość Jamesa – czarny
Harley Davidson. Wszędzie na podłodze walały się narzędzia, do których
porządkowania blondyn nie był w stanie się zabrać. W prawym kącie z sufitu
zwisał worek treningowy. Umieszczono tu również wielki głośnik. Podczas pracy
nad którymś z pojazdów, James „katował” sąsiadów głośnym Motörhead albo Black
Sabbath.
James
klęczał na podłodze garażu, polerując swojego Harleya. Motocykl musiał
błyszczeć i mieć powierzchnię prawie jak lustro. Gdy powoli kończył, słuchając „I’m Eighteen” Alice’a Coopera, do środka nagle wparował Lars. Hetfield
fuknął pod nosem, po czym wytarł dłonie w pierwszą lepszą szmatkę.
—
Czego? — burknął.
— Masz
okres, czy co? — zaśmiał się Ulrich, rzucając mu paczkę Marlboro.
James przewrócił oczami, biorąc jednego papierosa. Odpalił
go od grawerowanej zapalniczki i mocno się zaciągnął. Potem przeniósł wzrok na
Larsa.
— Pytam
poważnie — burknął James — Po co przylazłeś?
— Dasz
się gdzieś dzisiaj wyciągnąć? — zapytał.
James wzruszył ramionami, patrząc na swojego Harleya. Utwór
w głośnikach zmienił się na „Back In The Saddle” Aerosmith. Blondyn przyłapał
się na tym, że zastanawia się, czy ta piosenka spodobałaby się Catherine. Gdyby
nie Lars, pewnie strzeliłby sam siebie w twarz za te myśli o dziewczynie.
— Ty
naprawdę robisz wszystko, żeby tylko nie iść do studia. — zmrużył oczy Hetfield.
Lars parsknął śmiechem. Blondyn zaczął wycierać w ścierkę
brudne od smaru dłonie.
— Coś w
tym jest — odparł — Ale mam ochotę na piwo.
— To
weźmiemy sobie skrzynkę do studia. — burknął James.
Ulrich już szykował się do kłótni. Dla niego nagrywanie z
Bobem było istną katorgą i chciał ograniczyć to do minimum. Flemming
przynajmniej się nie czepiał szczegółów i pozwalał im nagrywać tak, jak mieli
ochotę. Perkusista bardzo chciał namówić swojego przyjaciela na zmianę
producenta.
—
Stary…
— Nie
wiem, jak ty, ale ja chcę nagrać pieprzony album! — warknął z irytacją James,
którego łatwo było wyprowadzić z równowagi — Z tobą, czy bez ciebie – zwisa mi
to.
Mówiąc to, cisnął ścierkę w kąt. Przyjrzał się Harleyowi i
uznał, że jest wystarczająco wypolerowany. Rzucił niedopałek papierosa na
ziemię, przydepnął go butem, po czym podszedł do maszyny. Lars parsknął.
—
Jasne, nagrywajcie bez perkusji.
James podniósł wzrok znad motocykla.
— Kto
powiedział, że bez perkusji? — zapytał retorycznie — Dzwoniłem do Benantego1.
Lars przełknął ślinę. Nie brał słów Hetfielda na poważnie,
lecz teraz zaczął obawiać się o swoje miejsce w Metallice. Starał się nie
okazywać swojego zaniepokojenia, więc na twarz przywołał swój irytujący
uśmieszek.
— No i
co powiedział?
— Gdyby
zaszła taka potrzeba, zgodził się nam pomóc. — odparł James.
To się Larsowi nie spodobało. Nigdy nie bał się o to, czy
zostanie wyrzucony – w końcu był współzałożycielem zespołu. James jednak zdawał
się mieć ten fakt w poważaniu.
— Ej,
James, ty nie mówisz poważnie, nie? — bąknął.
Hetfield parsknął.
—
Jasne, że mówię — powiedział — Słuchaj, mam dość. Przestań grać pieprzoną
księżniczkę, której wiecznie coś nie pasuje i zacznij współpracować.
Lars nienawidził, gdy ktoś inny dyktował warunki, jednak
teraz warto było okiełznać swoje ego.
—
Oczywiście. — burknął.
James skinął głową, po czym gestem dał mu znak, żeby wyszedł
z garażu. Ulrich uczynił to bez słowa. Napięcie między przyjaciółmi było wręcz
namacalne i Hetfield na poważnie zaczął się zastanawiać, czy zespół wyjdzie z
tego cało. Zeskoczył z motocykla, po czym zamknął za sobą wielkie drzwi.
Obrzucił Larsa ostatnim spojrzeniem. Różnili się jak ogień i woda. To było
postawą ich przyjaźni i, mimo wszystko, nie wyobrażał sobie, że ten dziwny,
mały, irytujący Duńczyk mógłby grać w jakimś innym zespole, z dala od niego.
Westchnął ciężko, po czym uścisnął go po męsku. Lars był zaskoczony, ale
pozytywnie.
— Nie
dzwoniłem do żadnego Benantego. — powiedział James na odchodne.
Po tych słowach Harley ryknął głośno i Hetfield zniknął
Ulrichowi z pola widzenia.
❦❦❦
Catherine siedziała z książką, jak zwykle nudząc się przed
pracą. Pomyślała, że może mogłaby odwiedzić Stone’a w jego sklepie muzycznym.
Nie miała nic lepszego do roboty, a po Slasha zadzwonić nie mogła – podobno
odchorowywał wczorajszą imprezę, a skacowany Saul Hudson to nic przyjemnego.
Dlatego też zmieniła wygodny dres na dżinsy i koszulkę z Led Zeppelin, na nogi
wsunęła swoje ukochane, dziesięcioletnie trampki, chwyciła torebkę, po czym
wyszła z mieszkania.
W
sklepie, jak zawsze, znajdowało się niewielu klientów. Był tu jakiś nastolatek
grający na wystawowym Gibsonie, jeden mężczyzna wybierał sobie płytę z półki
poświęconej zespołowi Pink Floyd, a na oko trzydziestoletnia kobieta
przeglądała magazyny muzyczne. Stone i Catherine mogli więc w spokoju sobie
pogadać.
—
Cześć, Stone! — zawołała wesoło Rivery.
Temple oderwał wzrok od kasy fiskalnej i uśmiechnął się na
widok dziewczyny.
— Hej,
Cat — przywitał się — Czegoś potrzebujesz?
Brunetka podeszła do lady.
— Nie,
przyszłam po prostu porozmawiać — odparła — Jak leci?
—
Nieźle. Co prawda nie mam milionów klientów… — powiódł wzrokiem po trzech
osobach obecnych w sklepie — Ale daję radę. A ty? Nadal masz kłopoty finansowe?
Catherine wzruszyła ramionami.
— Chyba
„kłopoty finansowe” to za duże określenie. Mogło być lepiej, ale starcza mi na
czynsz i jedzenie. — odparła.
Stone pokiwał głową. Lubił tą drobną, ciemnowłosą osóbkę.
Catherine była, w jego mniemaniu, zbyt delikatna i miła na takie miejsce jak
Rainbow. Nie widział jej „w akcji”, więc nie mógł wiedzieć, jak cięty potrafi
mieć język i jak odważna potrafi być, jeśli wymaga tego sytuacja. Dla niego ona
zawsze będzie kruchą dziewczynką, którą trzeba chronić przed każdym złem na tym
świecie.
—
Potrzebujesz pomocy? — wypalił nagle.
Rivery spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
— W
jakim sensie? — odparła pytaniem na pytanie.
Temple wzruszył ramionami i nagle zrobiło mu się głupio.
— Nie
wiem — bąknął — W każdym. Masz mój numer. Jakby coś się działo…
— Stone
— przerwała mu Catherine — Jestem dużą dziewczynką.
Chłopak spuścił wzrok, udając, że jest niezwykle zajęty
porządkowaniem ćwierćdolarówek przegrodach kasy. Bardzo chciał pomóc
dziewczynie. Sam nie wiedział, dlaczego to było dla niego aż takie ważne, ale
faktem było, że miał wielką ochotę się nią po prostu opiekować – pilnować, by
miała co jeść i żeby nic jej nie brakowało. To było naprawdę dziwne i dla niego
niezrozumiałe, ale nic nie mógł na to poradzić.
— Wiem,
Cat, przepraszam — westchnął — Po prostu się o ciebie martwię.
—
Niepotrzebnie. — odparła dziewczyna już łagodniejszym tonem.
Stone lekko się do niej uśmiechnął.
—
Słuchaj, mam propozycję nie do odrzucenia.
Catherine zrobiła zaintrygowaną minę, po czym oparła się o
ladę.
—
Zamieniam się w słuch. — mówiąc to oparła podbródek na splecionych dłoniach.
—
Zapraszam cię na kolację.
Tego Rivery się nie spodziewała. Potrzebowała dość długiej
chwili, żeby przetrawić jego słowa. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do
niej, o czym mówił Temple.
— Eee,
Stone… — zaczęła.
— Ej,
to nie będzie randka czy coś w tym stylu! — przerwał jej chłopak — Po prostu
mam ochotę spotkać się z tobą w innym miejscu niż ten sklep. Co ty na to?
Catherine pomyślała, że w sumie nic nie stoi na
przeszkodzie. Nie miała żadnych planów, a spotkanie ze Stone’em było o wiele
lepszym rozwiązaniem na wieczór niż czytanie kolejnej książki w zupełnej
samotności. Uznała, że warto by było ruszyć się z domu, więc ostatecznie
zgodziła się pójść z nim na kolację.
— W
porządku. — odparła.
Stone myślał, że z radości wyjdzie z siebie i stanie obok.
—
Wspaniale — uśmiechnął się — Jaki termin ci pasuje?
— Może
sobota? — zaproponowała Catherine — Wezmę wolne.
— Jak
najbardziej mi pasuje — odparł — Przyjadę po ciebie o 18:00.
— Świetnie.
Catherine postanowiła zostać jeszcze chwilę i porozmawiać ze
Stone’em na luźne tematy. Najpierw rozmyślali nad tym, co by było, gdyby Los
Angeles nagle zaatakowała cała horda zmutowanych zombie, potem wymienili się
poglądami na temat muzyki country i jazz, a na koniec opowiedzieli sobie o ich
ulubionych albumach. W przypadku chłopaka padło na Rocks Aerosmith, a u Catherine – na The Last in Line Dio. Niestety jej kaseta ostatnio się popsuła, a w
żadnym ze sklepów nie mogła znaleźć egzemplarza płyty.
— Może
uda mi się ją dla ciebie zamówić. — oznajmił Stone.
—
Naprawdę? — ucieszyła się Catherine — Byłabym ci wdzięczna.
Do lady podeszła kobieta, która niedawno oglądała magazyny.
Nie miała nic w ręku, więc raczej przyszła się o coś zapytać.
—
Przepraszam, macie może Burn Deep
Purple?
—
Widziałam ją na półce, kiedy wchodziłam — powiedziała Catherine — Pomogę pani.
Nie czekając na reakcję Stone’a, poszła w kierunku
odpowiedniej szafki, kucnęła przy ostatnim rzędzie płyt i sprawnie zaczęła je
przerzucać, wypatrując tej właściwej. Szybko ją znalazła i podała kobiecie.
—
Bardzo dziękuję. — powiedziała uradowana klientka, po czym zaniosła zdobycz do
kasy.
Catherine uśmiechnęła się pod nosem. Tak niewiele potrzeba,
by kogoś uszczęśliwić.
— Chyba
powoli będę się zbierać — mruknęła do Stone’a, gdy kobieta opuściła sklep —
Powinnam jeszcze zrobić pranie, zanim wyjdę do pracy.
— W
porządku — skinął głową Temple — To… Do zobaczenia?
— Do
zobaczenia.
Wyszła ze sklepu i skierowała się w stronę swojego bloku
mieszkalnego. Obok niej przemknął z rykiem czarny Harley, a dziewczyna aż się
wzdrygnęła.
Catherine
zsunęła buty z nóg, a torebkę położyła na kuchennym blacie. Gdy kładła ją na
stół, coś stuknęło w jej wnętrzu, czego zdecydowanie wcześniej tam nie było.
Zmarszczyła czoło, po czym zajrzała do środka. Na jej dnie leżała płyta The Last in Line. Rivery uśmiechnęła się
pod nosem, przeklinając Stone’a.
❦❦❦
James uwielbiał samotne przejażdżki swoim motocyklem. Mógł
wtedy być sam na sam ze swoimi myślami albo po prostu czerpać przyjemność z
jazdy, jednocześnie podziwiając krajobraz. Zwykle wybierał się na przedmieścia,
gdzieś poza uliczny zgiełk i wszechobecne zabudowania. Teraz jednak coś
podkusiło go, by wybrać się do jednego z biedniejszych miast znajdujących się
na terenie hrabstwa Los Angeles. Wjechał więc na skrzyżowanie i skręcił w lewo,
w N Main Street. Następnie, po przejechaniu paru mil, napotkał rozwidlenie
dróg. Trzymając się prawej strony, jechał US-101 S. Potem zjechał na Lakewood
Boulevard. Jechał jeszcze dobrą chwilę, zanim skręcił w lewo w Bookshire
Avenue. Pięć minut później był już w Downey.
Downey
było rodzinnym miasteczkiem Hetfielda. Nie było duże i przeważały tutaj
gospodarstwa wiejskie. James pamiętał, że on i jego kumple z okolicy byli
bardzo podekscytowani, gdy otworzono tu wreszcie pierwszy budynek McDonald’s;
był on tutaj jedyną „atrakcją”. Czasów dzieciństwa blondyn nigdy nie wspominał
najlepiej – kłopoty w domu nigdy dobrze nie wpływały na wspomnienia dziecka.
Jednak mimo wszystko w jego pamięci zachowało się wiele przyjemnych chwil
spędzonych w tym niewielkim miasteczku. Wspominał je, jadąc swoim motocyklem
niemalże pustymi ulicami. Harley był tak głośny, że Hetfield pomyślał, czy by z
niego nie zsiąść – ryk silnika wydawał się tutaj bardzo nie na miejscu. Minął
trawiaste boisko, na którym pierwszy raz w życiu złamał nogę. Pamiętał, że
zawsze przychodził tu z kolegą, który miał na imię Dean. Często chodzili na
wagary i odwiedzali to miejsce, by pograć sobie w piłkę nożną. Dalej znajdował
się budynek szkoły, w której się uczył. Patrzenie na to wszystko wpędzało go w
dziwny stan melancholii, a sam Hetfield uświadomił sobie, że nie był w Downey
od dziewięciu lat.
Dom
znajdował się najdalej wysuniętej na północ części miasta. Harley zatrzymał się
na podjeździe. James zeskoczył na ziemię, po czym obrzucił teren spojrzeniem.
Budynek nie przypominał już miejsca, w którym dorastał. Rośliny rozrosły się,
pokrywając większą część posesji, ktoś wybił jedną szybę w oknie, dachówki
przeżarła rdza, w drzwiach ziała dziura, a urwana rynna leżała gdzieś obok. Sam
dom trzymał się jednak w dobrym stanie. Z tym miejscem kojarzyło mu się wiele
złych chwil, ale były również i te dobre – te, które spędził w towarzystwie
swojej cudownej matki, która kochała swojego syna ponad wszystko. Hetfield
bardzo ostrożnie otworzył drzwi, które ledwo trzymały się w zawiasach, po czym
wszedł do środka. Od razu jego płuca wypełnił wszechobecny kurz i pył, więc
chłopak zaniósł się kaszlem. Potem rozejrzał się dookoła. Większość
pozostawionych tu rzeczy została skradziona, co wcale go nie zdziwiło. Przechadzał
się po wszystkich pokojach, pozwalając, by wspomnienia wypełniły jego umysł.
Pokój jego brata, Christophera – to właśnie dzięki niemu zaczął interesować się
rockiem. Zatrzymał się przy sypialni jego rodziców. Niemal wszystko zostało
zgrabione, oprócz jednego przedmiotu – łóżka jego matki. Każdy w miasteczku
wiedział, że w nim umarła, a nikt nie chciał spać tam, gdzie leżał trup.
—
Proszę, proszę, kogo my tu mamy? — usłyszał za plecami damski głos.
Obrócił się na pięcie i ujrzał niewysoką blondynkę o zielonych
oczach i przenikliwym spojrzeniu. Z początku jej nie poznał, lecz później
przypomniał sobie, kim ona jest. Nazywała się Nathalie Hale. Była jego pierwszą
dziewczyną. Właściwie, nigdy nie czuł do niej nic głębszego, ale lubił uprawiać
z nią seks. Tak, była bardzo dobra w łóżku, nawet jak na szesnastolatkę.
— Co ty
tu, do kurwy nędzy, robisz?! — warknął James.
Nathalie zrobiła urażoną minę.
— Tak
się witasz ze swoją starą przyjaciółką?
Hetfield zacisnął pięści.
— Nie
jesteś moją przyjaciółką — burknął — Poza tym, na pewno nie będziesz mi
dyktować, jak mam się z tobą witać, do cholery.
Hale podeszła do niego, niezrażona jego słowami. Położyła
dłoń na jego piersi.
— Och,
bardzo się zmieniłeś, James. Nie poznaję cię.
— I
bardzo dobrze — strącił jej dłoń — Skąd w ogóle wiedziałaś, że tu jestem?
Nathalie uśmiechnęła się, opierając się o jego tors. James
powstrzymał odruch odepchnięcia jej od siebie.
— To
proste — odparła — Jesteś jedyną osobą, którą stać na Harleya witającą w te
strony.
James w końcu nie wytrzymał i cofnął się, pozbawiając opartą
na nim dziewczynę równowagi. Prawie upadła, lecz udało jej się ustać na nogach.
Szkoda, pomyślał Hetfield.
— Po co
tu przyszłaś? — zapytał.
—
Miałam zapytać o to samo.
Blondyn poczuł narastający gniew.
—
Naprawdę nie mogę wrócić do własnego,
pierdolonego domu?!
—
Przestań przeklinać.
— Będę
przeklinał, ile, kurwa, będę chciał! — warknął — I przestań się do mnie kleić —
dodał, ponownie strącając jej dłoń ze swojej piersi — Skończyłem z tobą jakieś
osiem lat temu.
— Stara
miłość nie rdzewieje, James.
Hetfield zaniósł się śmiechem. Nathalie wzbudzała w nim
obrzydzenie i irytację. Miał ochotę stąd wyjść.
—
Miłość? Co ty pierdolisz? — parsknął szyderczo. Hale aż się cofnęła —
Pieprzenie się to nie miłość.
Nathalie zakryła usta dłonią.
— Czyli
przez ten cały czas…
—
Brawo, geniuszu — zaklaskał James — Fakt, dupę masz niezłą, ale na pewno do
ciebie nie wrócę. Wymagam u dziewczyny jakiegokolwiek
ilorazu inteligencji.
Hale zalała się łzami, po czym wybiegła z domu. Hetfield ani
trochę nie żałował, że ją tak potraktował – dostała to, na co zasłużyła. Prawda boli, syknął w myślach. On
również postanowił opuścić ten budynek. Wychodząc, ciągle oglądał pozostałości
po jego dzieciństwie i obiecał sobie, że jeszcze tu wróci. I odbuduje to
wszystko, co zostawił dziewięć lat temu.
_______________________
1Charlie Benante – perkusista zespołu Anthrax od roku
1983.
* * *
Witam :)
Od razu zaznaczam, że nie mam zielonego pojęcia, jak
wyglądało Downey w latach 80. czy 90. Cholera, właściwie to nie wiem, jak
wygląda teraz! Przedstawiam Wam tu moją wizję i może się ona bardzo różnić od
rzeczywistości.
Wiem, że nie dzieje się tu jakoś szczególnie dużo, ale pomyślałam sobie, że
fajnie by było wpleść tutaj taki „powrót do przeszłości”, czyli odświeżyć
dzieciństwo Jamesa. Od razu uprzedzam, że w moim opowiadaniu jego sytuacja
rodzinna będzie się trochę różnić. Pomysł na to chodzi za mną już od dawna i
postanowię go zrealizować. Ale na to, oczywiście, przyjdzie czas.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał.
Pozdrawiam cieplutko :*
No to teraz tu jestem:
OdpowiedzUsuńTy chyba lubisz Motorhead, bo już w kolejnym rozdziale o nich (a raczej ich muzyce) wspominasz. Byłaś na ich koncercie? :p
Daj temu Jamesowi coś na uspokojenie, bo przekręci się przed końcem nagrań xD
Zważyłam, że Ty też powtarzasz słowa.
Muszę przyznać, że nie tylko Lars zachowuje się jak dziewczynka. James też. Mnie irytuje jego zachowanie, a co dopiero pewnie innych. Spoko - chce nagrać płytę, ale no... ;-; wszyscy za wszystkich, wszyscy za jednego. To jest praca a nie takie tam nagrywanie płyty, bo mają taki kaprys. "dziesięcioletnie trampki" - to chyba nie conversy xD
Stone jest fajny, ale z drugiej strony coś mi w nim nie gra. Albo to nie gra mi w niej? Nie wiem. Coś mi tu nie pasuje.
Boże, boże jak James okropnie reaguje na swoją bardzo byłą byłą. Ten ich związek był przecież w epoce dinozaurów. Dlaczego się tak wścieka? I w sumie dlaczego ona tam za nim przyszła? Skąd wiedziała, że przyjdzie? To trochę/bardzo dziwne. GPS wtedy nie były takie nowoczesne xD Trochę ta akcja z tą dziewczyną przypomina mi, gdy (chyba to było jeszcze w WIMR) James spotkał tam swoją jakąś tam lovelaske.
No nie wiem, co jeszcze mogę tu napisać. W sumie to chyba nic. To co chciałam, napisałam. No to do kolejnego :)
Noo, lubię Motörhead i chyba faktycznie często ich tu daję xD Co do koncertu… Nie. Za późno zaczęłam się nimi interesować, a potem nie było jak.
UsuńNo cóż, może faktycznie rozważę to, żeby dać mu leki na uspokojenie :p
Powtórzenia… Matko bosko kochano, chyba jestem ślepa albo nie wiem, bo jak czytałam, to ich nie było xD Możesz podać jakiś przykład? Bo ja naprawdę ich nie widzę :p
To jest dość trudny okres. Nikt z nikim nie może się porozumieć, a nagrywanie przedłuża się przez kaprysy zespołu i ich zupełnie niepotrzebne kłótnie. Najgorzej jest, oczywiście, z Larsem i Jamesem, ale między nimi zawsze był ten cień nieporozumienia. Teraz zmienili producenta, a Bob nie pasuje Ulrichowi i to jest według niego wina Jamesa, Hetfield z kolei ma problem do perkusisty o… Całokształt. To wszystko nie sprzyja pracy, ale miejmy nadzieję, że już niedługo wszystko się uspokoi.
Nie, raczej nie :p
Nie wiem za bardzo, co tu może nie pasować, ale czasem ma się po prostu… Przeczucie xD No, zobaczymy, jak to tutaj będzie. Ale Stone… Raczej powinien być okej. Z resztą, to się okaże.
Nie takie dziwne, bo wyjaśniłam to w ich rozmowie. Okolica jest biedna, a Harleye drogie. Usłyszała motocykl, więc drogą dedukcji – mieszkała niedaleko. Zobaczyła, że to James i postanowiła pójść za nim, by się z nim spotkać. Jak można wywnioskować z jej słów i zachowania – podjęła próby odnowienia ich związku. Mam nadzieję, że teraz się zrobiło trochę jaśniej :D
Co do Jamesa. Potraktował ją ostro. Tak, związek był dawno temu, ale kto powiedział, że stare rany się zabliźniły i zniknęły? Gołym okiem widać, że Hetfield żywi urazę i nie chce mieć z nią nic wspólnego. Ona cały czas się do niego kleiła, a nasz blondynek jest w moim opowiadaniu wulgarny i niesympatyczny… A w dodatku bardzo łatwo jest o zdenerwować. A że szybko puszczają mu nerwy, to się niemalże z miejsca wkurzył. Ot, cała filozofia.
No to do kolejnego!
Pozdrawiam cieplutko :*
W pierwszych słowach mego listu: bardzo fajny flashback do przeszłości Jamesa. To daje dużo, jeśli chodzi o postać – czytelnicy mogą się czuć z nim bliżej związani, tak jakby znali go lepiej.
OdpowiedzUsuńAle widzę, że tarcia w zespole się bardzo nasilają. To niedobrze. To bardzo, bardzo niedobrze i na miejscu Larsa naprawdę przestałabym stroić fochy. To znaczy, okej, może i ma pół metra ego (dalej mnie to bawi), może jest indywidualistą, ale chyba powinien mieć na tyle oleju w głowie, żeby wiedzieć,gdzie jest granica księżniczkowania. I o ile naprawdę James mnie momentami irytuje, tutaj miał całkowitą rację. Ja też nie wahałabym się pewnie przed szukaniem pomocy, gdzie indziej. Weźmy pod uwagę, że zespoły też mają różnego rodzaju deadliny przy robieniu płyt.
...
No i po co ja całą tę rozprawkę pisałam? Hahaha, tu mnie Hetfield rozbroił ;D.
Nie spodziewałam się, że Stone okaże się tak hm, odważny (?). Mam wrażenie, że Cathrine trochę nie zdaje sobie sprawy z tego, że mogłaby mieć wokół siebie wielu przyjaciół, jeśli dałaby radę się otworzyć przed ludźmi. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Powrót do przeszłości pt. II, tylko w innym wydaniu. Podobało mi się to, chociaż zachowanie Jamesa w stronę panny Hale mogło być niebezpieczne. A dlaczego? Otóż dlatego, że zraniona kobieta (szczególnie taka poszukiwaczka złota) jest nieobliczalna.
candlestick z
Crown's Jewel.
Buzzing Blood
Miło mi, że nawiązanie do przeszłości Jamesa Ci się podobało :) Mam zamiar to tego wrócić, mogę nawet powiedzieć, że sporą rolę ma do odegrania ten właśnie dom. Ale do trochę rozdziałów później.
UsuńLubię pisać o Larsie jako o sfochowanej księżniczce. Te jego pół metra ego (cieszę się, że ten tekst tak Ci się podoba :D ) nie wzięło się w opowiadaniu znikąd, o nie. Dlatego wybuch złości Heta można łatwo zrozumieć. Lars w jednym z wywiadów powiedział, że nikt nie jest w stanie wkurwić Jamesa szybciej niż on :D
No Jam musiał go czymś postraszyć :p
Twoje wrażenie jest jak najbardziej słuszne. Poczekajmy jednak troszkę, może się dziewczyna otworzy. A może nie? O to jest pytanie.
Nie cierpię tworzenia postaci tylko na jeden rozdział. Hale również nie należy do wyjątków. Co do zranionych kobiet masz rację w 100%. Nic z tego dobrego nie będzie.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz :*
Lars robi wszystko, co może, żeby nie iść do studia, a James – by Broń Boże nie pokazać ludzkiej twarzy. Ale podobał mi się ten fragment, w którym kumple ze sobą rozmawiają. Nawet ten mały szantażyk ze strony Jamesa;D I to, że ostatecznie okazało się, że wcale nie dzwonił po żadne zastępstwo. Nawet mi trochę ulżyło.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Stone’a <3 W sumie nie wiem czemu, ale moją sympatię zyskał od razu. Jest takim normalnym, spokojnym facetem, z którym można się i pośmiać, i popłakać. A przynajmniej takie wrażenie sprawia. Fajnie czasem poczytać o kimś takim, żeby odetchnąć od szalonego życia innych bohaterów :D
Bardzo podobał mi się ten fragment, w którym James przyjeżdża do domu swoich rodziców i ogląda te stare mury. Natomiast wkroczenie tej Nathalie już nie. Jak głupia musiałaby być, żeby myśleć, że James coś do niej czuje? Przecież nawet się nie widują. Ta postać jest tak pusta, że czytanie o niej wywróciło mi żołądek do góry nogami. Myślę, że bez tej wstawki, tamten fragment byłby o wiele lepszy ;)
Pozdrawiam! ;*
Pierwsze zdanie to podsumowanie wręcz idealne :)
UsuńJames musiał go czymś postraszyć, żeby wreszcie się zastanowił, po co jest w zespole. Jak widać, poskutkowało :D
Przydała się tu jedna "normalna" postać. Taka zwyczajna, jak nasza bohaterka. I cieszę się, że go lubisz, choć osobiście ja za nim nie przepadam.
Pojawienie się Nathalie będzie miało swoje skutki. Jeszcze nie teraz, jeszcze trochę trzeba będzie poczekać, ale już mogę zdradzić, że odbije się to na naszych bohaterach. Nie lubię tworzyć postaci epizodycznych. Ta na pewno taka nie będzie. Ilu ludzi, tyle opinii, ale doceniam fakt, iż otwarcie powiedziałaś, że to Ci się nie podobało.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :*